Co za koszmar. Tak słabych zawodów nie pamiętam w swoim wykonaniu. Tylko mój drugi w karierze w Rawie Mazowieckiej w 2014r. był gorszy.
Pływanie
Woda podobno miała 18 stopni. Jak usłyszałem, to sobie pomyślałem, ok – pływałem już w chłodniejszej i nie było tragedii, dam radę i teraz. Wbiegam do wody w drugiej linii, pierwszy zawodnik ucieka, walczymy. Po 200m pierwsza myśl, po ch….mi to, wychodzę. Zimno w ręce, zimno w stopy, jakaś fala w ryj mi wali, zadyszki dostałem, co się będę męczył za własne pieniądze. Ale patrzę, że ciśnie jeszcze dwójka z którą startowałem, to mówię sobie, dobra, płynę z nimi. Złapałem nogi, trochę niechcący gościa posmyrałem (od razu pomyślałem, że zaraz dostanę strzała z kopyta), uspokoiłem się i popłynąłem dalej. Dotarliśmy już razem do końca etapu pływackiego. Z wody wychodzę ze skurczem dwugłowym uda obu nóg, grzebałem się niemiłosiernie…szybka myśl – no super, tego jeszcze nie przerabiałem po pływaniu, pewnie efekt zimnej wody, choć poza dłońmi i stopami nie zmarzłem. Szybkie spojrzenie na zegar na belce, a tam 32min. – słabiutko. Powinno być w okolicach 30min. Ale jak się później okazało – 4 czas pływania, więc chyba wszystkim było podobnie ciężko/zimno/nieprzyjemnie
T1
Niby bardzo blisko brzegu, ale pierwszy raz widziałem strefę zlokalizowaną na plaży, na piasku. Chyba centrum wypoczynkowe Promenda bało się, ze po deszczu rozjedziemy im cały trawnik i zesłali nas na plażę. Piach był przykryty matą ogrodową, ale szło się po tym i tak ciężko, zwłaszcza z rowerem. Doleciałem do roweru, pianka z nóg, kask na łeb, zakładam rękawki i rękawiczki. Ciężko idzie, bo ciało mokre. „Ile ja tu qwa siedzę w tej strefie?!” sobie myślę. 3:13 – 7 czas. Mogło być szybciej, ale „chyba wszystkim ciężko”

Rower
I tu wyścig się dla mnie skończył. Umieralnia. Wybiegłem (w końcu) z tej strefy zmian, kilkusetmetrowa przeprawa przez kostkę sześciokątną i jestem na asfalcie. Piękny asfalt: równy, tylko w jednym miejscu dziury, oznaczone, płasko, nie wieje. Początek jadę swoje, ale już po kilku minutach nie czuję stóp. Strój szybko wysechł i w tułów względnie „ciepło” – tak mi się wydawało na początku. „Jak dobrze, że wziąłem rękawki i rękawiczki z windstopperem” – chyba bym nie był w stanie znieniać przerzutek. Ale w nogi coraz zimniej. Nie czuję już nic od połowy stopy po czubek największego palca. Uda też chłodne, czuję, jak mięśnie mi się spinają, choć na liczniku nie ma już nawet wspomnienia po założonych 210-220W. Po jakiś 10km kałuża na całej szerokości jezdni – no zajefajnie! skoro i tak nie czuję palców, to poleję je sobie jeszcze wodą, w sumie co za różnica.
Jem normalnie, zgodnie z założeniami: żel, potem drugi, snickersa nawet wciągnąłem – bardzo dobry


T2
Zeskakuję z roweru przed belką i ZONK!! Nie mogę biec z rowerem, z tyłu mnie poganiają, bo wąsko, a ja ledwo człapię – nie czuję stóp. Czołgam się jakoś do wieszaka, odstawiam rower, zdejmuję rękawiczki i… siadam na tyłku. Próbuję choć trochę zagrzać stopy zanim wciągnę buty biegowe. Na niewiele się to zdaje, jakimś cudem zakładam skarpety, potem buty. Po 3min39sek (LOL) wyczłapuję na bieg, stopy nadal jak kamienie, „achillesy” niestety też.
Bieg
Wody nie biorę na punkcie, bo mi się nie chce pić. Za to mi się chce sikać (sic!). Po pierwszym kółku kolejny pit-stop. W dupie mam tempo, które po postoju spadło do 4:55/km. Wszystko mam w dupie. Nogi caly czas zmarznięte, czas ciulowy, całość do bani i tak, więc co się tu napinać. Kolejny raz myślę, żeby odpuścić i zejść z trasy. I jak patrzę na to dzisiaj, to faktycznie powinienem był zejść już na rowerze. Powstrzymywał mnie tylko fakt, że i tak do 14-15 nie wyjadę z parkingu, bo tam cały czas ludzie jeżdżą/biegają. Jak na drugim kółku mi wreszcie stopy odmarzły, to poczułem ból w prawym achillesie

Poniedziałek 20.09
Niestety prawy achilles nadal boli, dziś przerwa, spróbuję to rozbiegać nieznacznie jutro (w tempie startowym, hahaha


Wrzesień, to nie jest mój ulubiony okres startowy, kolejny raz się o tym przekonuję. Wiedziałem, że będzie słabiej niż w czerwcu (wtedy 4:31), ale spodziewałem się wyniku w granicach 4:40. Natomiast 5:04 to dużo poniżej możliwości. Na pewno 3 tyg. wakacji rodzinnych w sierpniu zrobiły swoje, ale to nie tłumaczy takiej padaki. Myślałem, że jestem zimnolubny – o jak się bardzo pomyliłem
