A tak już poważniej, to oczywiście technika ze mną została. Jak w wielu innych sportach, umiejętności wypracowane za lat młodzieńczych zostaną już do końca. Pozostaje się tylko cieszyć.
Tak oto na pierwszych zawodach od 2 lat (w 2020 nie startowałem) zrobiłem:
pływanie 1900m w czasie 29:30. Szósty czas w stawce.
Woda rewelacyjna, wcale nie była zimna jak się spodziewałem, zdarzało mi się pływać już w znacznie chłodniejszej. Nawet wystarczył tylko czepek organizatora. Ustawiłem się w trzecim rzędzie, start był puszczany po 3 osoby na raz. Od początku do końca płynąłem swoim tempem, bez rwania, wyprzedzania, kopania niechcianych rąk na moich stopach, itp. Jak zwykle nie złapałem dobrych „nóg” więc co miałem w płucach i ramionach, to zostawiłem w wodzie i wyszło z tego, co wyszło. Narzekać nie ma na co biorąc pod uwagę, że ostatni raz w wodzie (pomijając wannę i prysznic) byłem w marcu. A w ogóle to ten rok pływacko delikatnie mówiąc porywający nie był. Chyba zaryzykuję stwierdzenie, że liczbę godzin spędzonych na basenie można wskazać na palcach obu rąk.
Rower 90km 2:29:56. Jedenasty czas. Prędkość średnia 36km/h
Słabizna niestety. Szczegóły do podejrzenia tu: https://connect.garmin.com/modern/activity/6788766940/3
Zrobiłem sobie małą analizę poszczególnych odcinków etapu rowerowego i wyszło takie zestawienie: Pw:Hr z całości 2,36% więc w teorii można było pokusić się o dociągnięcie tych choćby 215W do samego końca i prawdopodobnie nie miałoby to wpływu na późniejszy bieg. Aczkolwiek jest w tym pewna ciekawostka: tętno początkowe było wysokie, końcowe niskie, sukcesywnie podczas wyścigu się obniżało. I nie wiem jak mam ten wskaźnik teraz interpretować i czy jakieś wnioski na podstawie tego da się wyciągnąć. Może ktoś wie?
Założenie przed wyścigiem było utrzymać moć średnią w zakresie 220-230W. Wyszło AVG=213W, NP=217W. Uwzględniając nawroty i ciasne zakręty bardzo równo, Variability Index na poziomie 1,02.
Początek szedł ciężko – jak zwykle. Wkręcilem się dopiero po dwudziestym kilometrze i myślałem już, że będzie git. Niestety kolejne 10km odcinki zaczęły wypadać coraz gorzej. Powody takiego stanu rzeczy są mi znane (tak myślę):
1) brak pływania. Gdybym regulanie pływał (choćby 2 razy w tygodniu), to może czas nie byłby istotnie lepszy, natomiast na pewno lepszy byłby początek roweru, spokojniejszy. Niestety jak jest u mnie coś do wycięcia z powodu „prozy życia”, to jest to właśnie pływanie.
2) za mało jazdy w pozycji czasowej. Do obniżenia watów w drugiej połowie wyścigu przyczynił się również ból pleców, ud, generalny dyskomfort. Moja głowa (nie tylko
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_e_biggrin.gif)
Wciągałem 1 żel co 30min, popijając Izo (w sumie 2 bidony 0,7). Na ostatniej pętli złapałem wodę z punktu i jeszcze trochę łyknąłem. W sumie niespełna 2l
Pogodowo rewelacja! chłodno, ale nie zimno, ręce oraz stopy mi nie marzły. Łeb w kasku czasowym nawet mi się nie pocił jakoś bardzo. Do tego słonecznie, cały dystans przejechałem suchą oponą
Praktycznie cały dystans jechałem sam. Na drugiej pętli wbiła 1/8 i było mnóstwo wyprzedzania i trochę tylko przy tym krzyczenia „LEWA!”. ¼ nie zdążyła mnie dogonić i po tym jednym kółku wyprzedzania
Bieg 21,1km 1:28:27. Siódmy czas. Tempo 4:12min/km
4 pętle, 2 nawrotki
Warunki też dobre, po pierwszym kółku zaczął kropić deszcz, co za ulga!! Choć upału nie było, to deszcz robi swoje – skutecznie chłodzi. Potem zaczęło lać i już nie było tak fajnie, bo woda w butach chlupała – nie lubimy. Biegło mi się dobrze, na każdym punkcie łapałem albo Izo, albo wodę, na plecach w kieszonce miałem 4 żele, po drodze pochłąnąłem tylko 2. Starałem się regularnie, choć nie czułem potrzeby.
Pierwsze 5km w średnim tempie 4:05. Pierwszy kilometr po 3:56 – próbowałem go hamować, ale głowa mówiła, że spoko, lecisz i nie becz. Potem tempo spadło trochę i zrobiła się średnia 4:10 i tak już w miarę do końca dobiegłem, finalnie ze średnią 4:12.
Podsumowanie:
Całość zrobiona w 4:31:43. Ósmy w generalnej, drugi w M40
Super, że impreza się odbyła. Ociągałem się z zapisaniem bardzo, aż do piątku wieczór, bo mi się nie chciało marznąć w 10 stopniach w ulewnym deszczu, jak zapowiadali jeszcze kilka dni wcześniej. Koniec końców „warun” był ekstra.
Organizacja LABO bez zarzutu (oprócz wpomnianego przez kajeta wypadku spowodowanego dziurą w drodze). Asfalt miejscami słabej jakości, zwłaszcza odcinek około 600-700m na każdej pętli. 3 progi zwalniające, zaraz za startem które trzeba było przeskakiwać, ale wiadomo – niewiele się z tym da zrobić. Poza tym, come on! wszyscy jechali to samo, w podobnych warunkach.
Start poleciałem z marszu, bez taper’ingu, bez przerwy w treningach. Odpuściłem tylko sobotę, gdzie miałem 3,5h roweru w planie. Choć nie jest to mój najlepszy wynik na połówce (4:26 ongiś w Poznaniu), to start kontrolny po dwóch latach uznaję za udany. Szykuję się dalej, kolejna runda zmagań to Poznań 04.07 - mój start docelowy na ten sezon.