Zobaczyłem wszystko co, gdzie i jak. Wprowadziłem rower do strefy zmiany i wziąłem wszystkie klamoty od orga (400m kolejki do wejścia na strefę aby wprowadzić rower – Covid). Czekanie i nerwówkę czas zacząć … żele do bidonów… cytryny, sól, wszystko przygotowane na rano.
Mój zestaw żywieniowy: ROWER: 2 x bidony : [1] bidon 0,6l woda do tego cytryna i „dużo” soli (to znaczy pół łyżeczki) + półtorej łyżki miodu > naturalny izotonik. [2] bidon 0,7l woda plus 5 żelów. Extra sprawa (przećwiczona) w końcu na rowerze piję a nie muszę się zmagać z otwieraniem, sprawdzać gdzie wyrzucić itp. BIEG: bidon (0,2l) do bieganie na pasek, tu też własny Izo. Dlaczego? Bo dla ostatnich maruderów zazwyczaj nie ma już niczego na punktach żywieniowych

(Niedziela) Start (śniadanie, 2, prysznic, zbieram klamoty i idę na zawody)
Strefa zmian 9:30 tutaj standard: bidony do roweru, bidon do biegania, jedzenie w strefie, okulary korekcyjne (bez tego to chyba bym nie pojechał na rowerze



Przed startem drugie śniadanie (w moim przypadku to jest bułka z miodem popijana wodą). Nie pije żadnych izotoników przed startem. Przy okazji info: na śniadanie 2 buły z miodem + gorąca herbata bez cukru (wolałbym płatki z jogurtem naturalnym jabłkami + banan niestety okazało się, że w moim miejscu pobytu nie było lodówki i nie do końca chciałem się zdecydować na jogurt naturalny, który nie stał w lodówce przez kilka dni).
Po wyjściu ze strefy zmian poszedłem sobie połazić. Przeszedłem przez matę a mój chip zapiskał i jakiś koleś do mnie „… panie to jest posprzątane … to już jest po zawodach … to nie ma co na … przecież teraz nie startujesz tragedia… i to już jest po wszystkim…„ kazał mi iść do strefy startu tam zobaczyć co i jak. Znalazłem człowieka z labo sportu i mówię mu cały w stresie, że jest źle, że się odbiłem, że mój chip w ogóle już zarejestrował, że przyszedłem tylko sobie zobaczyć i w ogóle panika


Kulturalnie ubieram piankę lecę na próbę do wody (mam nowe okularki, kupiłem specjalnie, w piątek dokładnie te same które mam - żadnych nowości, nawet poszedłem na 20 minut na basen żeby sobie popróbować czy na pewno nie przepuszczają, czy wszystko jest okej – po co ? aby nie było problemów z przepuszczaniem wody). Próbuję pływać – nie ma najmniejszego problemu. Robię 100 m nic nie przypuszcza. Jestem gotowy.
No to jedziemy…
SWIM:
Wskakuje do wody, zimna, szaro-brudno ale jest adrenalina płyniemy … co się dzieje? 50m - oczywiście okularki przeciekają

Miałem stresa bo jak to mój bark ogarnie. Miałem nadzieję, że moje przygotowanie plus Total Immerson trochę pomoże. Plan był żeby ukończyć z T1 w godzinę. Ustawiłem się w trzeciej strefie, czyli tam gdzie pływa się dosyć wolno. Myślę, że to dobre ustawienie, liczy się czas a nie to z której strefy zaczynasz. Po prostu mogłem skupić się na pływaniu, a nie na walce w pralce. Z racji tego, że było więcej miejsca udało się utrzymać moje pływanie basenowe, dzięki czemu nie byłem aż tak zmęczony. O nawigacji nie będę wspominać – pewnie 2,2km w końcu wyszło

BIKE:
Jedziemy … nawet nie marzyłem o średniej 30/h, ale daje tak, aby było przynajmniej 25/h (taki plan minimum). Musiałem trochę schłodzić głowę, wchodziłem na prędkości około 35-40/h a wiedziałem, że okej pocisnę to teraz, ale później dostanę na drugim okrążeniu albo co najgorsze na biegu, lecę na moją średnią. Na początku było ok, nawet przy tych obrzydliwych podmuchach wiatru. Średnia na początku 27,5/h niestety nawrót i tutaj zaczęły się standardowe problemy. Siodełko, wiatr (ale wszyscy mają ta samą pogodę więc nie będę narzekać) mój bark - nie byłem w stanie położyć się na lemondkę na dłużej niż 3 minuty lub przejechać 1km, najwyżej w dolnym uchwycie. Po pierwszym okrążeniu zrobiłem chwilę pit-stopu (1 min) poprawić poziom siodełka (nosek siodełka, nie wiem o co chodzi, ale przy tym dłuższym jeżdżeniu zawsze mi się nosek unosi – pewnie za daleko mam ustawione i ciężarem zmieniam poziom). Dalej to wiatr, walka z pozycją siodełkiem. Druga pętla, w sumie ostatnie 20 km to już hardcore : wstawanie, obcieranie spodenek i tak dalej …. Jestem do tego jakoś przyzwyczajony, ale to jest coś co muszę zdecydować zmienić. Nie może być tak że ostatnie 20 km co 3,4 minuty wstawać z siodełka, bo mam takie obtarcia, że ledwo daję radę (że o plecach nie wspomnę). Spodenki startowe nie pomagają (pielucha cienka nie tak jak w treningowych) choć adrenalina pozwala jeździć nawet na desce w trakcie startu

RUN:
Wspomnę, że jadę z dwoma zegarkami



Załadowany w 3 żele i mały biodon lecie na trasę (w czasie treningów praktykowałem nawodnienie co 2 km, i już miałem nie brać swojego bidonu i nie robić tego na zawodach – ale olałem i stwierdziłem, że nie zmieniam podejścia tak działało to tak będę robił jakkolwiek śmiesznie może to wyglądać – miałem rację)
Pierwsze okrążenie wpadło całkiem dobrze (6:28) (tzn wg mojego planu) trzymałem swoje tempo. Nawet byłem zadowolony mówię sobie chyba mogę przycisnąć bardziej drugie … życie od razu pokazało mi gdzie jest moje miejsce w szeregu i już na samym początku drugiego (pomimo zaaplikowania żelu) zwolniłem, zaczęło się szuranie. A zegarek ironicznie zaczął wydawać dźwięk „biegniesz za wolno” … „ biegniesz za wolno” … „biegniesz za wolno” … Drugie okrążenie (7:14).
Wpadałem na trzecie, ostatni żel i jedziemy. I tu zaczyna się walka

Pierwszy raz robię półmaraton, to chyba był ten moment kryzysu. Na około 3km 3 okrążenia wrzuciłem 3ci bieg i włączyłem głowę (wyłączyłem wszelkie czujniki bólu). Przekonałem sam siebie, że to moje ostatnie bieganie w tym sezonie i „nie pierdol tylko walcz”. Jakiś kolega z pełnego z którym szuraliśmy przez ostatnie kilometry tylko mi rzucił „co ty tak przyspieszasz”

… czas na dygresję …
Lecę i widzę jak biegnie dziewczyna (z pełnego) przede mną, widać, że już ostatnie okrążenie, zmęczona obolała i nagle



Nie wytrzymałem (to była ta chwila, że mimo zmęczenia miałem bekę) i rzuciłem przebiegając obok „nie mów do mnie teraz!” i pobiegłem dalej …. Koleżanka na biegu tylko dodała „właśnie !” Cały stres opuścił mnie całkowicie
Wpadłem na ostatni punkt żywieniowy (nie wiem, dlaczego ale wpadłem na pomysł, że żel od orga da mi szansę na końcówkę … z kofeiną nie bo nie wiem jak zareaguje, bananowo truskawkowy nie bo takie miałem wziąłem Lemon (głupi ja) Jak go wziąłem to dobrze, że psychicznie byłem gotów i tylko połknąłem

Na zakończenie (po linii mety, i gratach od rodziny) wróciłem do orga po folię i pierwszy raz spotkała mnie sytuacja, że nie jestem w stanie oddychać w pełni

Co mogę napisać: było mega, policzyłem: to było 48 tygodni przygotowań po to aby przesunąć swoją granicę dwa razy dalej niż 1/4
p.s. Jestem zapisany na Malbork 2021 1/2 – poprawiam wynik
