Dziękuję Wam bardzo.
Zawody trudne, ale byłam dobrze przygotowana, no i trafiłam na TEN dzień (co mi się rzadko zdarza).
Pogoda była idealna. Dzień wcześniej, gdy szliśmy po pakiet było mega gorąco, odbywał się sprint i jak ja im współczułam.
8 września było chłodniej.
Startowałam o 8.02, kilka minut po nas panowie 65+, godzinę po nas panowie.
Pierwsza pętla biegowa, 10 km nie była najłatwiejsza. Już na 2 km podbieg w lesie, smęciłyśmy z Martą, że tempo 5:40 a już wysokie tętno

Potem był ostry zbieg, przed którym ostrzegał mnie Szwajcar, u którego mieszkaliśmy. W sumie 49 minut. Spoko, zachowałam siły na resztę zabawy. Goniłam Węgierkę, która dała czadu na biegu.
Strefa zmian nie była jakaś ogromna, taka rzekłabym średnia dla naszego dystansu. Łatwo znalazłam rower. Tutaj już nie walczyłam i szybkość - wiedziałam, że musze upchnąć w kieszenie buły z miodem

- one na długich jazdach najlepiej wchodzą. Teraz 150 km rowerem po górach.
Bieg z rowerem przez dłuuugą strefę. Zaczyna się jazda, najpierw wyjazd za miasto. Już po ok 10 km zaczął się ostry podjazd. Matko - kręcę na najniższej przerzutce, tętno kosmos a tempo chyba 10 km na godzinę. Zakręt - myślę - ok, zaraz koniec - gdzie tam za zakrętem dalej ta góra. Ok 2 km. W tym momencie przeszło mi przez myśl, że tego nie skończę - jeszcze 6 razy podjazd, w tym jeden z nich dłuższy. Po podjeździe jednak ostro z góry - szło odpocząć:) No, prawie - ręce na hamulcach. Lekko kropiła, ale zaraz było ok.
Za kilka km - już nie wiem, mój mózg zastawiony był w tym monecie na przeżycie a nie myślenie

- ten dłuższy podjazd. Oj, bolało. Co prawda wyprzedzałam sporo - podjazdy to ja lubię, ale cierpienie było.
Zawody były przy otwartym ruchu dla samochodów - tam jednak tak wolno jeżdzą, że nikt się nie bał.
Po tym drugim podjeździe w zasadzie dłuuuuga trasa lekko w dół. Cieszyłam się, że, że miałam czasówkę. Szło odpocząć na lemondce. Sporo osób miało szosy.
Na pierwszym kółku dogoniłam Węgierkę, jednak przesadziła na 1 biegu. I tam jechałam sobie te prawie 150 km, 3 kółka. Doping niesamowity, każdy krzyczy "up up up" Czy tam hop hop. Jak na Tour de France normalnie. Krajobrazy piękne , coś tam okiem na sekundę rzuciłam. Trochę brakowało mi picia. Miałam 2 bidony na rowerze, szybko poszły. W strefach była woda, ale strefa bardzo krótka, bałam się kary za rzucenie w złym miejscu. Piłam więc szybko ile się dało

.
Po drugiej pętli dopadli nas faceci - PRO najpierw, Jezu Ci to chyba mieli silniki. Potem reszta panów, też smigali, a my kręcimy te kółka coraz wolniej.
Rower ok 5 h. Tyle nigdy jeszcze nie przejechałam, ale się udało

. Średnia prędkość ok 29 km/h i 220W ! Mega.
Zmiana w strefie - ostatecznie wzięłam carbony dobite, ale mega wygodne. Czekały mnie 4 pętle po ok 7 km. Wyszłam na bieg na super nogach ha ha. Przeważnie po rowerze nogi dobite tu nic! Pod koniec był długi zjazd i odpoczęły chyba. Pierwsza, druga dość dobrze. Zbieg teraz był ostrym podbiegiem - trasa biegła w dugą stronę. Część przez las, część szosą, generalnie gór - dół. w sumie 420m przewyższeń. W lesie też podbieg, który już szłam. Zaczęło już porządnie lać, buty chlupią w lesie, kałuże i ślisko. Mijający Polacy pozdrawiali, ale też narzekali. Wspieraliśmy się, ale głównie każdy mięsem rzucał na co się tu zapisał

.
Za każdą pętlą przebiegało się przez strefę zmian - tam krzyki rodaków dodawały otuchy.
Wreszcie meta! Czas 8.22. Chyba ok, optymistycznie chciałam ok 8 h zrobić.
Lało już porządnie, biorę medal w namiocie, okrywają mnie folią i idziemy z mężem do budynku się przebrać. Tam już Tomek Spaleniak, który 2 h szybciej uporał się z dystansem odpoczywał ze znajomymi. Sprawdzili moje wyniki i okazało się, że jestem 1!!! No szok! Nie wiedziałam nic która jestem w czasie wyścigu - w Szwajcarii mega drogi internet. Byłam ok 8 minut lepsza od drugiej zawodniczki.
Wieczorem dekoracja, pasta party, pakowanie i do domu

. Acha - nagrody do każdy pyta ha ha - 2 power banki.
Zawody piękne, przygotowanie trochę zajęło, ostatnio każdy weekend to mega zakładki. Polecam! Nie trzeba kwalifikacji (ja zdobyłam w Czempiniu). Są też otwarte zapisy no i dystanse krótsze. Przeraża podróż. Nam zajęła 2 dni z nocowaniem w Niemczech.
Sorry za długi wywód, jakoś tak sie rozpisałam
