Ale numer odwaliłem żonie w czwartek. A w zasadzie odwalił mój gremlin. Jest w nim wspaniała funkcja wykrywania wypadków (crash detection). Licznik, po skomunikowaniu z telefonem i aplikacją Garmina, wysyła automatyczny SMS na podany numer telefonu, w razie wykrycia zdarzenia - wypadku krótko mówiąc. Jest tam krótkie info na temat "crash detection" wraz z linkiem lokalizacyjnym
Ustawiłem tę funkcję już dawno, coś tam żonie wspomniałem, ale bez szczegółów, bo sam w sumie nie do końca wiedziałem jak to działa. Na stronach Garmina też niewiele jest napisane w jaki sposób licznik wykrywa zdarzenie. Domyślam się, że jest to kombinacja śladu GPS (zjechanie z drogi, gwałtowne zatrzymanie) + np. brak sygnału mocy (wypięcie z pedałów w razie szlifu) + jakiś żyroskop, który stwierdza, że licznik zmienił orientację
Wybrałem się w czwartek na rower i w drodze powrotnej zachciało mi się siku. Zatrzymałem się więc w szczerym polu, oparłem rower o drzewo i poszedłem załatwić potrzebę. W tym czasie licznik postanowił, że miałem dzwon i że wyśle wiadomość do kontaktów zdefiniowanych jako emergency. ALE!! nie wysłał od razu. Jak podszedłem do roweru (licznik mocno popiskiwał, że był crash) to widniała tam informacja, że
wiadomość nie została wysłana i żebym skontaktował się osobiście. W związku z tym skoro i tak już sikałem, to olałem temat, wsiadłem i pojechałem dalej. W tym czasie (chyba) podłączył się do telefonu i SMS został wysłany. Ale ja nie otrzymałem już powiadomienia, że poszło....Wyobrażacie sobie co ta moja biedna ukochana przeżyła w związku taką wiadomością...
Jaka z tego nauka?
- niestety nie wpadłem na pomysł, żeby do niej zadzwonić, gdy wyświetliła się informacja że wykrył dzwon - żeby się nie martwiła
- niestety ona nie wpadła na pomysł, żeby zanim uruchomi policję, pogotowie, straż pożarną i jeszcze Bóg wie co, zadzwonić do mnie i sprawdzić czy jeszcze daję radę
- mogłem to przetestować, albo więcej poczytać i jej przekazać czego może się spodziewać
- najgorsza była niestety reakcja służb. I to jest bardzo smutne i jak dla mnie niewytłumaczalne.
Po pierwsze oni nie mają podstawowego przeszkolenia jak pomagać ludziom w sytuacji kryzysowej. Zamiast uspokajać, to eskalują stres. Kiedy żona zadzwoniła na 112 to spokojnie powiedziała, że dostała taki automatyczny SMS z lokalizacją, że nie wie w sumie co robić i czy dobrze robi dzwoniąc. Pani na początku była, spokojna, przyjęła zgłoszenie, po czym przełączyła na kogoś innego - chyba dyspozytora pogotowia. Tam historia do opowiedzenia od nowa

Następnie dyspozytor przełączył do ratownika medycznego i historia po raz trzeci
W ogóle sobie nie przekazują informacji. Ratownik się pyta co się mężowi stało, a żona, że nie ma pojęcia bo jej tam nie ma. Stres rośnie, wkurw rośnie. Wszystkim trzem przedyktowała współrzędne lokalizacji, nie mogli znaleźć miejsca na mapie. Masakra. Nie ma numeru pod który możnaby przesłać taki otrzymany SMS - od ręki mieliby lokalizację. Po dokładnie 14 minutach rozmów, ratowniczka/dyspozytorka wpadła na pomysł, żeby może do mnie zadzwonić. Jak się okazało, że jednak nic mi nie jest (odebrałem telefon), to na do widzenia uslyszeliśmy komentarz "No GRATULUJĘ proszę Pani..." ...ręce opadają.
- ostatni wniosek: włączyłem LiveTracking ze Stravy i jak w niedzielę pojechałem na dłuższą jazdę, to żona dostała SMS z linkiem z możliwością śledzenia gdzie jadę i czy w ogóle się przemieszczam - na wypadek głupich zachować Garmina i wysyłania fałszywych alertów
Taka to była czwartkowa lekcja o gadżetach, nowych technologiach i dyspozytorach nr 112
Niestety wygląda na to, że nie ma dobrej metody na zawołanie pomocy w takiej sytuacji (poza spakowaniem się do auta i pojechaniem w miejsce wysłanej lokalizacji).