W sobotę 1 kwietnia roku pańskiego 2023 przyleciałem z Majorki do Berlina. Po zameldowaniu w hotelu udałem się odebrać pakiet na...
Półmaraton Berliński. Na wieść o moim nadchodzącym starcie kierownik obozu i head coach w jednej osobie zdębiał. - Zdziwiłbym się, gdyby ktoś zaraz po takim obozie zrobił życiówkę w półmaratonie - powiedział mi przy śniadaniu, mając na myśli destrukcję nóg, jakiej doświadczyliśmy przez te 23-25 godzin treningów.
Nie taką znowu destrukcję, jak się miało okazać.
Moja życiówka w półmaratonie to było 2:31:16 z Wiązowny sprzed roku. Do Wiązowny jechałem w lutym 2022 r. z nastawieniem: "po życiówkę, czyli sub 1:38, a jeśli będę miał dzień konia, to po sub 1:30". Do Berlina jechałem z nastawieniem "pożyjemy, zobaczymy". Po cichu liczyłem na złamanie 1:30, że pojadę do tego Berlina co prawda solidnie zmęczony (tylko dzień przerwy - i to w podróży), ale jednak z dobrą kondycją, ale uważałem, że 1:31:00 też będzie dobrym wynikiem.
Po odebraniu pakietu na starym lotnisku Tempelhof (zdjęcia poniżej - wygląda jak plan filmu, którego akcja toczy się w latach 60'), zeżarłem kebsa i poszedłem do hotelu, bo nie bardzo miałem czas i ochotę zwiedzać, pogoda była do dupy, a poza tym chciałem dać nogom trochę wytchnienia. Tym bardziej że skutkiem założenia na podróż opasek kompresyjnych było spuchnięcie moich kostek do rozmiaru piłek tenisowych. Nicht gut.
Zażyłem też lokalnych specjałów, które - jak fama głosi - zamieniają powolne grube świnie w biegaczy sub-1:30.
W niedzielę rano zabuliłem astronomiczną cenę 19 euro za śniadanie, żeby nie mieć na głowie robienia sobie śniadania i kombinowania z kawą, pilnując, żeby nie zjeść za dużo, ale też żeby zjeść cokolwiek. Większość czasu zajmowało mi myślenie o tym, jak się ubrać - czy włożyć pod koszulkę base layer, bo było raptem kilka stopni, czy jednak lecieć całkowicie na krótko. Oczywiście o legginsach nie było mowy, to są poważne zawody, a ja jadę tam bić wszystkie rekordy ludzkości - tylko krótkie spodnie. Ostatecznie postanowiłem na minimalizm - sama koszulka. (Spodenki też). Dla dodania sobie otuchy i dla wkurwienia mieszkających w Niemczech proputinowskich Rosjan przyczepiłem do niej dwie wstążki. Jakie flagi te wstążki przedstawiały, łatwo się domyślić, a w ostateczności można zobaczyć.
O godzinie 10:05, skorzystawszy z korzystnie rozstawionych pisuarów typu amsterdamskiego, stawiłem się na starcie w towarzystwie 35 tys. innych amatorów klepania asfaltu.
Plan: zacząć w tempie lekko sub 4:15 i tak trzymać przez 21 km, ale jeśli skrajnie spuchnę, to pozwalam sobie lecieć dowolnie wolno. Czyli: plan A - sub 1:30. Plan B - sub 1:31:16. Plan C - ukończenie. Tyle że od początku widziałem że scenariusz C się nie ziści, bo od rana nogi były całkiem dobre. Czułem to idąc, czułem to rozgrzewając się przed biegiem. Takie jakby podmęczone, ale działające, w sensie że dające niezły napęd - trudno to uczucie opisać.
Włożyłem stare startówki New Balance, w których kiedyś, dawno temu w 2019 roku pobiegłem 10k sub-41.
Po raz pierwszy wziąłem na półmaraton jedzenie - mianowicie dwie galaretki glukozowo-fruktozowe do wciągnięcia przed bufetami, razem jakieś 45 g węgli. Mimo niskiej temperatury zamierzałem brać po łyku wody.
Żeby nie przedłużać: było tak jak być powinno. Na początku te 4:13 zdawało się nietrudnym tempem. Atmosfera zawodów i duża liczba kibiców stojących wzdłuż berlińskich alej sprawiały, że aż chciało się lecieć. Do pierwszego kryzysu oczywiście, a ten nastąpił trochę wcześniej niż miał nastąpić - na 14. kilometrze.
Wcześniej, a także później, właściwie non stop wykonywałem w głowie działania matematyczne, licząc, jak duży zapas czasu mam do średniego tempa 4:15, które musiałem utrzymać, żeby skończyć sub-1:30. Nazywałem to w myślach "bankowaniem czasu" i to było strasznie natrętne, słowo "bankowanie" mnie trochę wkurzało, ale ciągle powtarzałem je sobie w głowie, to było silniejsze ode mnie. Na tym 14. kilometrze po raz pierwszy musiałem sięgnąć do banku i wypłacić z zapasu czasu 4 sekundy (pobiegłem go w 4:19, mimo że pod górę nie było).
Drugi kryzys dopadł mnie na kilometrze 17. i w zasadzie do końca trwała już walka o to, żeby z tego banku wyjąć jak najmniej. Ostatecznie wyjąłem w czasie drugiego kryzysu 17 sekund, a że zbankowaną miałem ponad minutę, to na metę wbiegałem równie obolały co zachwycony czasem 1:29:09.
Dziękuję i pozdrawiam.
Półmaraton Berliński 2023
Zaproś tu swoją kuzynkę lub wujka - będzie weselej.
www.enduhub.com/kajet
www.enduhub.com/kajet
- FireTriFighter
- Posty: 1177
- Rejestracja: sob lut 22, 2020 2:16 pm
Nadal czekamy na relację Czempiń 2022.
Dziekuję , gratuluję, pozdrawiam.
Wysłane z mojego moto g(9) power przy użyciu Tapatalka
Dziekuję , gratuluję, pozdrawiam.
Wysłane z mojego moto g(9) power przy użyciu Tapatalka
Brawo @kajet! moje marzenie zrobić kiedyś sub 1:30.
Dziękuję - faktycznie, na jedną opublikowaną relację mam jedną z udanego startu
No chyba że mówisz ogólnie o wynikach ludzi z forum, ale nie porównywałbym ok pobiegniętego półmaratonu z wynikami Mateusza, Andrzeja czy szczególnie Oli
Zaproś tu swoją kuzynkę lub wujka - będzie weselej.
www.enduhub.com/kajet
www.enduhub.com/kajet