JBL Triathlon Sieraków 2022- 1/4IM

Pochwal się, jak Ci poszło!
ajronmim
Posty: 67
Rejestracja: śr lis 06, 2019 11:07 am

pt cze 24, 2022 2:08 pm

Sporo czasu minęło od ostatniego wpisu, jakim była relacja z Polskaman Wolsztyn 2021. Od tamtego czasu wystartowałem dwa razy: 04.09.2021 Sieraków 1/2 z czasem trochę gorszym od Wolsztyna, i w roku bieżącym znowu Sieraków. Miała być 1/2. Wystartowałem na 1/4, przepisując się na połowę krótszy dystans na kilka dni przed startem. Powodem takiego stanu rzeczy nie była planowana na sobotę ekstremalna pogoda, a fakt, że od ostatniego wspomnianego startu we wrześniu rok temu trening triathlonowy zawiesiłem praktycznie całkowicie. Chciałem przepisać się na 1/8 żeby znowu poczuć ten mocno uzależniający klimat zawodów triathlonowych, drugą opcją była rezygnacja ze startu. Szybko okazało się, że lista uczestników na 1/8 jest pełna. Org zaproponował 1/4. Mocno walcząc wewnętrznie czy to rozsądne startować na 1/4 bez przygotowania ostatecznie postanowiłem zawalczyć :)
Po tym przydługim wstępie postaram się skrobnąć opis tych zawodów ze swojej perspektywy. Robię to z bardzo egoistycznego powodu, mianowicie szukam wszelkich punktów zaczepienia, które pozwolą mi wrócić do treningu i spróbować "odbębnić" jeszcze w tym roku zawody na które (tak jak na Sieraków) zapisałem się w zeszłym roku, czyli 1/2 Poznań i 1/2 Wolsztyn.
JBL Sieraków 1/4IM 29.05.2022
Po relacji kolegi, który debiutował w tych ekstremalnych (jak na debiut) warunkach na 1/8 dzień wcześniej wiedziałem, że muszę mocno trzymać kciuki za pogodę by przez jedną dobę choć troszkę się poprawiła. Życzenie powodowane chęcią pozbycia się choć jednego przeciwnika z tej nierównej walki. Na szczęście tak się stało. I jedynym przeciwnikiem jakiego miałem byłem ja sam :) Start zawodów 11:00. Pozwoliło to na dość spokojny i późny wyjazd z miejsca zamieszkania (ok.120 km). Po dotarciu na miejsce przywitała mnie i moją rodzinkę słoneczna aura z ponad dziesięciostopniwą temperaturą- jest dobrze. Truchtem po pakiet, kilkunastominutowe oczekiwanie na ostateczne przepisanie pakietu z 1/2 na 1/4. Dostałem pakiet po jakimś Jarku, grzecznie informując panią organizatorkę, że to moje "ulubione" imię :) Powrót do samochodu po rower, następnie do strefy zmian. Jeszcze nigdy tak szybko się nie ogarnąłem w strefie. Na rower zabrałem 4 żele, trochę multisticków i żelki kofeinowe. Na bieg miałem zamiar zabrać resztę żelków z roweru, co też uczyniłem. Jeśli chodzi o płyny na rower, to zabrałem tylko jeden bidon 700ml wody.
Wbity w piankę ruszyłem z moimi kibicami na start. Słoneczko zaszło za chmury, coś tam zaczęło wiać, ale nie w takim stopniu, żeby utrudniać cokolwiek. Pierwsze w tym roku wejście do jeziora, wlanie wody pod piankę, chwila telepawki i ustawiam się w kolejce do startu. Kilka minut oczekiwania, wystrzał jakiejś armaty i przód stawki rusza. Ustawiłem się przy plakietce 20min. Pytam ludzi w około czy oni też zakładają płynąć ok 20min. a oni na mnie jak na wariata, o co mi chodzi. Zostałem w tej grupie. Roling start po 4 osoby. Wejście do wody w stylu Micza Biukanona, ale nie pędzącego na ratunek, tylko wypatrującego obiektu westchnień w świetle zachodzącego słońca. Idę jak najdłużej, aż do momentu, gdy zaraz stracę grunt pod nogami, no cóż teraz nie mam już wyboru, kładę się na wodę i tak naprawdę zaczynam.
Pierwsze metry, oddech szybko wyrównany, zimna woda nie przeszkadza, ścisku prawie zero, zapowiadało się super pływanko. Niemniej bardzo szybko okazało się, że nie będzie super. Z prawej strony szyja zaczyna lekko piec i już wiem, że będę cierpiał. Mam budżetową piankę, przyśpiesza mnie i to znacznie, ale płacę za to otarciami szyi. Po pierwszym użyciu tej pianki wiedziałem, że zawsze, ale to zawsze musze mieć na szyi naklejony tejp. Niestety tym razem nie jak Micz tylko jak słoń, Słoń Trąbalski...zapomniał. Wyleżenie na prawej ręce- zimna woda obmywa otarcie, pociągniecie prawą ręką- pianka trze szyję niemiłosiernie. Mimo tych przeciwności stała nawigacja na boję, żeby nadkładać jak najmniej dystansu. Mijam kilka osób w zasięgu mojego wzroku. Na ostatnich 100-200 metrach z dwóch stron podpływają dwie osoby i w tym momencie włącza się duch rywalizacji, powodowany też świadomością tego, że to ostatni moment dzisiejszego dnia kiedy mogę się choć trochę pościgać :) wychodzimy z wody w trójkę. Czuję się dość dobrze. Sierakowski podbieg do strefy zmian truchtam najwolniej jak się da.
Doczłapuję do roweru, chwila walki z pianką, gacie rowerowe na lajkrowe spodenki biegowe, bezrękawnik na koszulkę triathlonową, kask i okularki i lecę. Przebiegając przez belkę okazuje się, że lewy but zamiast z przodu mam złapany recepturką z tyłu, nici z szybkiego wskoczenia na rower. Na zdjęciach orga doskonale widać na cykniętej serii, że w pierwszej chwili nie zakumałem że źle ustawiłem pedały :) Ruszam i już widzę, że licznik kadencji i prędkości był mądrzejszy ode mnie i postanowił nie brać udziału w zawodach :)
Zaczyna się standardowa procedura oglądania ludzi którzy mnie sukcesywnie mijają. Jestem do tego przyzwyczajony, ale tu skala zjawiska jest jeszcze większa. Takim stanem rzeczy jak zawsze staram się nie przejmować i nawet mi wychodzi. To czym zaczynam się przejmować jest pierwsze pieczenie czwórek w trakcie pierwszego podjazdu. Oj będzie ciężko. Zrzucam z blatu i do końca zawodów jadę na małym przełożeniu z przodu. Każdy zjazd napędzam się max 20-30m i później lecę w dolnym chwycie bez pedałowania, kolejny podjazd pieczenie czwórek, kolejny zjazd bez pedałowania. I tak do T2. Wolno ale skutecznie :)
Rower zostawiony, buty na nogi, które w tym momencie były nogami bohatera jednej z dawnych lektur szkolnych o tytule "Plastusiowy pamiętnik".
Biegnę na czuja, dozując tempo, które czułem, że pozwoli mi dotrzeć do mety, co w tym momencie stało się celem nadrzędnym, ze względu na czekające na wbiegnięcie z tatą na metę dzieciaki. Wolnym tempem, bez postoju na punktach poruszam się do przodu. Bałem się, że każde zatrzymanie może być tym ostatnim. Końcówka pierwszej pętli, szybki marsz na serpentynie i zaczynam drugą pętelkę. Mijam moich kibiców i to upewnia mnie w przekonaniu, że nie wiem jak, ale musze dotrzeć do mety. Na 1km przed metą na lekkim podbiegu głowa przegrywa i przechodzę do marszu. I to był wielbłąd, ponieważ skurcze mięśni czworogłowych obu nóg (pierwszy raz w życiu) paraliżują moje ciało. Lewa noga ciągnie mniej, wiec stojąc na niej, opieram się o drzewo i naciągam tą mocniej skurczoną, po chwili zamiana. Próbuję biec, znowu skurcze, tym razem sięgam po moją "tajną broń" czyli żelki kofeinowe. Zjadam je łapczywie, licząc że oszukana głowa spowoduje odpuszczenie skurczy i tak o dziwo się dzieje. Zaczynam delikatny bieg, skurcze odpuszczają, a ja już wiem, że dotrę do mety. Wbiegam na stadion, widzę dzieciaki, łapię je za ręce i wbiegamy razem na metę. Zrywamy szarfę i padam za linią mety, tym razem łapią mnie skurcze dwójek, a pani wolontariuszka mi mówi, że belka pomiaru czasu jest 2m przede mną. Jedyne co mi się udaje to na czworakach przejść przez belką pomiaru czasu. Coś tam dyszę, coś tam sapię, ale w końcu prostuję "dumnie" pierś po medal, medal za ukończenie, ale jakże ważny z perspektywy ostatniego roku.
Z kronikarskiego obowiązku:
Pływanie: 00:18:10
T1: 00:07:38
Rower: 01:33:46
T2: 00:02:21
Bieg: 00:57:08
Łącznie: 02:59:03
Awatar użytkownika
olesia
Mistrzyni Stoneman Triathlon Władysławowo
Posty: 808
Rejestracja: śr lis 06, 2019 10:44 am

pt cze 24, 2022 3:22 pm

Super relacja barwna, jakbym tam była. . Gratuluję startu i wyniku.
Awatar użytkownika
FireTriFighter
Posty: 1165
Rejestracja: sob lut 22, 2020 2:16 pm

sob cze 25, 2022 7:42 am

Graty i dzięki za relację, kurczę zawsze chciałem wystartować w Sierakowie, ale w tym terminie serducho skradły Diablaki!
Awatar użytkownika
kajet
Posty: 1180
Rejestracja: wt lis 05, 2019 2:15 pm

sob cze 25, 2022 3:13 pm

Rzadkie te relacje, ale jak już napiszesz to napiszesz!! Prawie skurczu czwórki dostałem. Dzięki i gratulacje udanego (?) eksperymentu.
Zaproś tu swoją kuzynkę lub wujka - będzie weselej.
www.enduhub.com/kajet
Awatar użytkownika
robertino
Posty: 910
Rejestracja: wt lis 05, 2019 3:46 pm

sob cze 25, 2022 11:25 pm

Ależ przyjemnie się to czytało! Gratuluję startu bez treningów, ja bym się nie zdecydował.

Wysłane z mojego SM-A525F przy użyciu Tapatalka

ODPOWIEDZ