Triathlon Energy Chełmża 1/4: Starykowicz dla ubogich
: śr sie 18, 2021 8:19 am
Nie zapowiadałem tego startu na forum, bo ostateczna decyzja zapadła w tygodniu przedstartowym, ale walnąłem ćwiartkę w Chełmży. To małe zawody, w których - na papierze - miałem szansę na flirt z pudłem w kategorii. Ponieważ decyzja była z gatunku późnych i tak naprawdę nie byłem pewien, czy wystartować chcę, nie planowałem szczegółowo czasów poszczególnych konkurencji, nie wrzuciłem trasy do Best Bike Split itp. Plan prosty - pływanie progowo, rower jak zwykle na NP 270 w (ale 260 w też będzie OK, bo początek i koniec trasy przebiega po bruku), bieganie po trasie z nieprzyjemnymi podbiegami "jak się uda", ale do tempa 4:30 wypadałoby podejść.
Chełmża leży pod Toruniem, a jej cechą charakterystyczną jest rynek oddalony o kilkadziesiąt metrów (!) od jeziora. Chełmża jest nad jeziorem tak bardzo, jak krewni sejmowego "wujka" są nad korytem - już bardziej się nie da. Rynek mały, w sam raz na małe zawody, a między nim a jeziorem kilkanaście metrów przewyższenia, co odbija się zarówno na dobiegu do T1, jak i na etapie biegowym. Rozpytywałem i sprawdzałem, czy faktycznie jest tak trudny, jak głosi fama. Okazało się, że może nie jest aż tak trudny, ale na pewno ja jestem trudny.
Pływanie. Czas 19:55 (32/100 open), w piance. Dawno nie startowałem z wody i dawno nie byłem w masowym starcie. Linia startu 100 osób była mocno rozciągnięta. Przed zawodami konwersowałem z Krasusem i za jego radą ustawiłem się po prawej - dalej od brzegu - gdzie było znacznie mniej ludzi, stąd (a) startowałem z pierwszej linii zawodników (b) Krasus i ja zaczynaliśmy pływanie razem (co uznałem za zabawne, gdyż od bodaj 2 lat katuje on pływanie u Pawła Ruraka, a do tego zawsze pływał lepiej ode mnie).
Nie wiem, dlaczego czasy były takie słabe. Wiatr? Wielkiej fali nie było. W każdym razie prawie 20 minut na zegarku mnie nie zraziło, bo wiedziałem, że płynę w zasadzie w drugiej grupie, a pierwsze 200 m trzymałem się pierwszej. Postanowiłem machać od początku mocno, byle płynąć w jakichś przyzwoitych nogach, a najwyżej potem się uspokoi tempo. Krasus ostatecznie był tylko o 45 sekund szybszy. Nie, nie rywalizowałem z nim, bo uważałem, że nie mam szans, ale tak, zobaczywszy go przed zawodami na liście startowej zdałem sobie sprawę z tego, że jest w kategorii M40, w której planowałem być blisko czuba...
T1 w 2:11 łącznie z podbiegiem 47 schodami do rynku - chyba OK, bo z 32. miejsca awansowałem na 23.
Rower. Czas 1:09:11 na trasie długości 43,3 km (7/99 open), średnia 37,5 km/h. Dziwny rower - poza brukowanymi odcinkami doskwierał nam solidny wiatr - ale dziwny przede wszystkim ja, bo mi za bardzo nie szło. Tętno nie spadało poniżej 165-167, a ja kręciłem coraz słabiej. Zmieniłem cel na 260 w, potem na 250 w, potem stwierdziłem, że 250 w to może na podjazdach, a tak to 240 w styknie. Zanim jednak padłem na tym rowerze, zostałem wielce zaskoczony widokiem Krasusa. Trochę się wiozłem 12 m za nim, a potem go wyprzedziłem i ostatecznie dojechałem do T2 1,5 minuty przed nim. I w ogóle w czasie całego odcinka rowerowego chyba nikt mnie nie wyprzedził, za to ja wyprzedzałem, kończąc go na miejscu 13. Ostatecznie NP wyszła na poziomie 249 w przy tętnie 165.
Nie wiedziałem, że jestem w tym momencie 4. w kategorii, a będący przede mną Marcin Waniewski zamierza zejść z trasy, bo nie może biegać. Wiedziałem natomiast, że na biegu będą problemy, bo nogi, które domagają się odpoczynku przed połową roweru, a nie pod koniec, nicholery nie będą moim sprzymierzeńcami.
T2 w 1:32 - tylko o 17 sekund wolniej od Spaleniaka, więc też w miarę OK.
Bieg. Czas 51:11 (37/98), tempo 4:51. Bez rozpisywania się - zgon, a od 4. kilometra przez bufety na piechotę, pod górę na piechotę, czasami na piechotę przez 15 sekund, żeby kolejne 3:45 już pobiec... no słabo słabo. Nie była ta trasa taka straszna. Na pewno było ciepło (co odczułem już na rowerze). Na pewno podszedłem do zawodów bez należytego entuzjazmu, na deficycie snu itp. Myśl, że może jednak otrę się o to pudło, nie wystarczała, żeby mnie zmobilizować (tym bardziej że za nawrotami widziałem goniącego mnie porządnie Krasusa) - tętno wysoko, RPE wysoko, tempo coraz niżej i niestety beton w nogach (nie taki jak kiedyś, ale jednak). W tym sezonie walczyłem na biegu czasem z zadyszką, czasem z tętnem. Ze zmęczeniem mięśniowym jeszcze nie, a że nie było ono jedynym problemem, no to miałem, chyba po raz drugi w 35 (?) startach w triathlonie, miejsce na biegu gorsze niż na pływaniu a Krasus oczywiście przeleciał obok mnie jak okazja do milczenia przeleciała przed Gowinem. Tętno średnio 166 - tylko o jedno uderzenie szybciej niż na rowerze, czyli rower, mimo że słaby, został trochę przepalony.
Ostatecznie skończyłem na miejscu 15/98 open, 5/34 w M40 w czasie 2:24:00. Niby spoko. Niby szybciej niż moja życiówka przed tym sezonem (a krótkość roweru została zrekompensowana przez powolność trasy pływackiej). Ale po Kórniku ten czas okazał się straszną kiszką jednak.
Krasus miał podobnie na rowerze (mówił, że waty wykręcił jak z połówki). Aha - po zawodach, idąc już do samochodu, patrzę, a tu @Ariel siedzi i narzeka, że umarł na biegu i nie pobiegł nawet po 5:00/km. Zapomniał się pochwalić, że mimo wszystko (po pływaniu w 35' i rowerze w 2:31) wywalczył pudło w kategorii, cwaniak - gratulacje
Aha - czemu "Starykowicz dla ubogich"? Patrząc na relację mojego roweru do biegania (przy przyzwoitym pływaniu), tak mniej więcej to wygląda. Dla bardzo ubogich jednak
Chełmża leży pod Toruniem, a jej cechą charakterystyczną jest rynek oddalony o kilkadziesiąt metrów (!) od jeziora. Chełmża jest nad jeziorem tak bardzo, jak krewni sejmowego "wujka" są nad korytem - już bardziej się nie da. Rynek mały, w sam raz na małe zawody, a między nim a jeziorem kilkanaście metrów przewyższenia, co odbija się zarówno na dobiegu do T1, jak i na etapie biegowym. Rozpytywałem i sprawdzałem, czy faktycznie jest tak trudny, jak głosi fama. Okazało się, że może nie jest aż tak trudny, ale na pewno ja jestem trudny.
Pływanie. Czas 19:55 (32/100 open), w piance. Dawno nie startowałem z wody i dawno nie byłem w masowym starcie. Linia startu 100 osób była mocno rozciągnięta. Przed zawodami konwersowałem z Krasusem i za jego radą ustawiłem się po prawej - dalej od brzegu - gdzie było znacznie mniej ludzi, stąd (a) startowałem z pierwszej linii zawodników (b) Krasus i ja zaczynaliśmy pływanie razem (co uznałem za zabawne, gdyż od bodaj 2 lat katuje on pływanie u Pawła Ruraka, a do tego zawsze pływał lepiej ode mnie).
Nie wiem, dlaczego czasy były takie słabe. Wiatr? Wielkiej fali nie było. W każdym razie prawie 20 minut na zegarku mnie nie zraziło, bo wiedziałem, że płynę w zasadzie w drugiej grupie, a pierwsze 200 m trzymałem się pierwszej. Postanowiłem machać od początku mocno, byle płynąć w jakichś przyzwoitych nogach, a najwyżej potem się uspokoi tempo. Krasus ostatecznie był tylko o 45 sekund szybszy. Nie, nie rywalizowałem z nim, bo uważałem, że nie mam szans, ale tak, zobaczywszy go przed zawodami na liście startowej zdałem sobie sprawę z tego, że jest w kategorii M40, w której planowałem być blisko czuba...
T1 w 2:11 łącznie z podbiegiem 47 schodami do rynku - chyba OK, bo z 32. miejsca awansowałem na 23.
Rower. Czas 1:09:11 na trasie długości 43,3 km (7/99 open), średnia 37,5 km/h. Dziwny rower - poza brukowanymi odcinkami doskwierał nam solidny wiatr - ale dziwny przede wszystkim ja, bo mi za bardzo nie szło. Tętno nie spadało poniżej 165-167, a ja kręciłem coraz słabiej. Zmieniłem cel na 260 w, potem na 250 w, potem stwierdziłem, że 250 w to może na podjazdach, a tak to 240 w styknie. Zanim jednak padłem na tym rowerze, zostałem wielce zaskoczony widokiem Krasusa. Trochę się wiozłem 12 m za nim, a potem go wyprzedziłem i ostatecznie dojechałem do T2 1,5 minuty przed nim. I w ogóle w czasie całego odcinka rowerowego chyba nikt mnie nie wyprzedził, za to ja wyprzedzałem, kończąc go na miejscu 13. Ostatecznie NP wyszła na poziomie 249 w przy tętnie 165.
Nie wiedziałem, że jestem w tym momencie 4. w kategorii, a będący przede mną Marcin Waniewski zamierza zejść z trasy, bo nie może biegać. Wiedziałem natomiast, że na biegu będą problemy, bo nogi, które domagają się odpoczynku przed połową roweru, a nie pod koniec, nicholery nie będą moim sprzymierzeńcami.
T2 w 1:32 - tylko o 17 sekund wolniej od Spaleniaka, więc też w miarę OK.
Bieg. Czas 51:11 (37/98), tempo 4:51. Bez rozpisywania się - zgon, a od 4. kilometra przez bufety na piechotę, pod górę na piechotę, czasami na piechotę przez 15 sekund, żeby kolejne 3:45 już pobiec... no słabo słabo. Nie była ta trasa taka straszna. Na pewno było ciepło (co odczułem już na rowerze). Na pewno podszedłem do zawodów bez należytego entuzjazmu, na deficycie snu itp. Myśl, że może jednak otrę się o to pudło, nie wystarczała, żeby mnie zmobilizować (tym bardziej że za nawrotami widziałem goniącego mnie porządnie Krasusa) - tętno wysoko, RPE wysoko, tempo coraz niżej i niestety beton w nogach (nie taki jak kiedyś, ale jednak). W tym sezonie walczyłem na biegu czasem z zadyszką, czasem z tętnem. Ze zmęczeniem mięśniowym jeszcze nie, a że nie było ono jedynym problemem, no to miałem, chyba po raz drugi w 35 (?) startach w triathlonie, miejsce na biegu gorsze niż na pływaniu a Krasus oczywiście przeleciał obok mnie jak okazja do milczenia przeleciała przed Gowinem. Tętno średnio 166 - tylko o jedno uderzenie szybciej niż na rowerze, czyli rower, mimo że słaby, został trochę przepalony.
Ostatecznie skończyłem na miejscu 15/98 open, 5/34 w M40 w czasie 2:24:00. Niby spoko. Niby szybciej niż moja życiówka przed tym sezonem (a krótkość roweru została zrekompensowana przez powolność trasy pływackiej). Ale po Kórniku ten czas okazał się straszną kiszką jednak.
Krasus miał podobnie na rowerze (mówił, że waty wykręcił jak z połówki). Aha - po zawodach, idąc już do samochodu, patrzę, a tu @Ariel siedzi i narzeka, że umarł na biegu i nie pobiegł nawet po 5:00/km. Zapomniał się pochwalić, że mimo wszystko (po pływaniu w 35' i rowerze w 2:31) wywalczył pudło w kategorii, cwaniak - gratulacje
Aha - czemu "Starykowicz dla ubogich"? Patrząc na relację mojego roweru do biegania (przy przyzwoitym pływaniu), tak mniej więcej to wygląda. Dla bardzo ubogich jednak