Bydgoszcz Triathlon 10 lipca 2021 - dystans ćwiartkopodobny
: czw lip 15, 2021 7:31 pm
Urzekło mnie sformułowanie "dystans ćwiartkopodobny", jakiego użyło Trinergy w odniesieniu do zawodów w Bydgoszczy. 39 km roweru to trochę mało, szczególnie gdy org obiecywał "aż" 41 km. Trzeba jednak przyznać, że trasa okazała się atrakcyjna - szeroka, z bardzo dobrym asfaltem (z wyjątkiem krótkiego odcinka w mieście) i długim podjazdem "tam", rekompensowanym przez kapitalny, łatwy technicznie zjazd "z powrotem" i tylko czterema nawrotami na tych 41 kilometrach.
Poza tym organizacja w wykonaniu pp. Skoreckiego i Kubińskiego i ich zespołu jak zwykle niemal perfekcyjna, bufety (jak na współczesne realia) wypas, strefa finiszera wypas, pakiet wypas. Aha, po raz pierwszy nie wziąłem medalu finiszera - udało mi się o tym pamiętać. Po raz drugi wracam z ukończonych zawodów bez medalu (raz zdarzyło się, że oddałem medal organizatorowi, bo nie dojechał mu zamówiony worek medali i było ryzyko, że zabraknie dla innych), z czego się wielce cieszę - miejsce w szufladzie dawno mi się skończyło. Bo to był, moi drodzy, 31. triathlon kajeta, a do tego dochodzi duathlon i 13 bodaj startów w biegach (w tym 12 ukończonych).
Start A. W sumie tylko dlatego A, że jakiś start A na krótkim dystansie musiałem sobie wybrać. Gdybym po przełożeniu Samorin na koniec sierpnia i odwołaniu Czempinia zaczął plan do połówki raz jeszcze, byłbym się chyba z nudów zerzygał. A poza tym lubię krótkie. (That's what she said).
Start udany towarzysko, mimo że przyjechałem do Bydgoszczy z rodziną pozdro @olesia, @Kosa, @endi8888, @willi
A propos przyjazdu - nad morzem dopadł mnie kryzys, miałem dziwne mrowienie/skurcze w brzuchu, skutkiem czego tapering nie wyglądał do końca tak jak miał wyglądać. 3 dni przed zawodami nie robiłem nic. Ale cóż z tego.
Pływanie. Czas 17:48 (17:23 z wody; w 2018 roku: 19:23), w piance, miejsce 262/887 (30. centyl; w 2018 r. 47. centyl) open. Planowałem popłynąć w 18:30, 18 minut to był scenariusz optymistyczny. Więc co prawda pływanie w Bydgoszczy jest szybkie i od normalnego czasu trzeba trochę odjąć, ale i tak dobrze wyszło. Na tle stawki - najlepiej w historii moich startów. Co istotne, pływanie w ogóle mi się nie dłużyło (a zawsze mi się dłuży) i się za bardzo nie zmachałem, mimo że w pierwszej części (pod prąd) machałem zdrowo. Miałem poczucie świeżości, nie mógłbym złapać zadyszki, gdybym się nawet postarał. Nogi złapałem tylko na 3-4 minuty, i to takie płynące wężykiem.
T1. Czas 2:37 (w 2018 roku: 3:04). Pierwszy raz wyjąłem nogi z pianki metodą przydeptywania, poszło idealnie. Strefa zmian w Łuczniczce to zdecydowanie mocny punkt zawodów w Bydgoszczy, podobnie jak ładowanie pianki do specjalnego worka przed wejściem do strefy (żegnajcie zalane buty).
Rower. 39 km, czas 1:00:47, miejsce 58/887 (7. centyl; w 2018 r. 15. centyl) open, średnia z zegarka 38,3 km/h. Plan przewidywał 37 km/h (i 41 km). Większość pętli to długi, łagodny i tylko przez chwilę sztywny podjazd w jedną stronę - pod wiatr - i zjazd w drodze powrotnej. Po połówce pierwszej pętli moja średnia wynosiła 33 km/h, na koniec pętli 38,5 km/h. Fajnie nie? Nigdy jeszcze tak długo nie trzymałem 45-50 km/h. Sam nie wiedziałem, czy za mocno nie dokręcam, bo czy przy 48 km/h jest sens kręcić 250 w? Z drugiej strony gdybym nie kręcił, to musiałbym rekompensować to jakąś atomową mocą pod górę, a parę lat już startuję i wiem, że takie rzeczy się mszczą
Chciałem pojechać na mocy znormalizowanej 270 w i oczywiście znowu nie pojechałem. NP wyszła 261 w. Ale prędkość zacna. No w sumie nie wiem, @Kosa pojechał szybciej - włożył mi na rowerze minutę, której zabrakło, żeby z nim ostatecznie wygrać.
Jechałem sam, nie miałem jak złapać legalnego koła, bo za późno wszedłem do strefy startowej i wbrew swoim planom płynąłem z raczej niezbyt szybkimi ludźmi.
Na koniec trasy czekało mnie, po raz pierwszy, wyjmowanie stopy z buta rowerowego, gdy już stoję, ponieważ nie wierzyłem, że belka jest tak blisko i nie wyjąłem prawej stopy wcześniej (trasa miała mieć 41 km!). I to jest odwrócenie sytuacji z 2018 roku, gdy stopy wyjąłem z butów po przejechaniu 44,5 km i bardzo się zdziwiłem, że aż 1,5 km muszę jechać ze stopami na butach.
T2. Czas 2:45 (w 2018 r. 3:04). Uwaga przypał! Wielki powrót przypałów na moje zawody. Już się bałem, że nie zobaczymy się nigdy więcej! Jak ja zrobiłem 19-sekundowy postęp w T2 to ja nie wiem, wziąwszy pod uwagę fakt, że zgubiłem garmina (niedokładnie go przykręciłem do paska), którego na szczęście mi ktoś podał. W Gdańsku w T2 zgubiłem okulary (też mi je ktoś podał). Wychodzi, że w Kórniku zgubię daszek albo numer, co obstawiacie? A może mi gacie spadną?
Bieg. 11,2 km, Czas 50:18 (w 2018 r. 53:07), miejsce 156/887 (18. centyl; w 2018 roku 29. centyl) open.
Ten sam centyl co w Gdańsku. Na początku biegło się spoko - 4:05, 4:10, w sumie jestem mega kozakiem i na pewno utrzymam! No nie utrzymałem. Ale tym razem męczyła mnie nie zadyszka (wdech lub wydech brałem wręcz co 3 kroki, a nie co 2), tylko takie ogólne poczucie, że jest ciężko i trochę chyba dojechanie nóg (ale bez klasycznego betonu), a już na pewno uczucie ciepełka (choć było znacznie chłodniej niż dzień później). Celem było 4:20, utrzymałem okolice średniej 4:20 na pierwszej pętli, drugą pobiegłem już po 4:41, całość po 4:31. Czyli na górnej granicy tego, co powinienem biegać na olimpijkach i dokładnie w takim tempie, w jakim pobiegłem swoją przełomową dychę w Strykowie w 2019 r. Niestety, bo minęły prawie 2 lata i wolałbym biegać szybciej, a to, co się wydarzyło w Bydzi, zakwalifikowałem jako zgon na biegu - nie taki mój klasyczny zgon z gallowayem/truchtaniem i opcjonalnym rzyganiem, ale jednak zgon. Trasa w Bydgoszczy jest może nieco wolniejsza i w lipcu jestem słabszy niż we wrześniu, nie wiem. Gdy zorientowałem się, że nie będzie rumakowania, przechodziłem przez bufety i szedłem też na krótkich ostrych podbiegach. Z bufetów brałem wodę (na łeb) i izo/colę/wodę (do ust). Oczywiście miałem lekki atak kolki, cośtam rozciągnąłem, w sumie przeszła, ale najważniejsze - szczególnie w kontekście Samorin, w którym na biegu będę musiał pić i to niemało - że przyjmowanie różnych płynów jej nie pogorszyło, a kiedyś zdecydowanie pogarszało stan mojego spinającego się na biegu bebechu.
Całość - czas 2:14:15, który nic nie mówi i którego z absolutnie niczym nie da się porównać, miejsce 97/887 (11. centyl; w 2018 roku 23. centyl) open i 19/151 (13. centyl) w M40.
W sumie OK wyszło, centylowo wyżej byłem tylko w Płocku na 1/8 IM w 2019 roku. Pobiegłbym szybciej, ale nie umiałem. Po zawodach byłem na tyle zmachany, że wiedziałem, że trochę popracowałem, ale nie zaliczyłem aż takiego zgonu jak w czasach, w których byłem słabszym i gorzej przygotowanym trajlonistą. W sumie trenowałem do tych zawodów na nie za dużej objętości (w czerwcu: 4,2 h roweru i 3,3h biegu tygodniowo; w maju 4,8h roweru i 2,5h biegu tygodniowo).
Gratulacje odebrał @Kosa, który w końcu coś pobiegł coś, czyli wciąż wolniej ode mnie, ale za szybko, bym mógł nadrobić stratę z pływania (choć stosunkowo niewielką: 52 s), (nieoczekiwanie) minutową stratę z roweru plus cośtam ze stref zmian (niestety). Przegrałem o 34 sekundy.
Następne przystanki:
1.08 Kórnik 1/4
29.08 Samorin 1/2
19.09 Nieporęt 1/4
i może jeszcze Duathlon Opinogóra 25 września.
Poza tym organizacja w wykonaniu pp. Skoreckiego i Kubińskiego i ich zespołu jak zwykle niemal perfekcyjna, bufety (jak na współczesne realia) wypas, strefa finiszera wypas, pakiet wypas. Aha, po raz pierwszy nie wziąłem medalu finiszera - udało mi się o tym pamiętać. Po raz drugi wracam z ukończonych zawodów bez medalu (raz zdarzyło się, że oddałem medal organizatorowi, bo nie dojechał mu zamówiony worek medali i było ryzyko, że zabraknie dla innych), z czego się wielce cieszę - miejsce w szufladzie dawno mi się skończyło. Bo to był, moi drodzy, 31. triathlon kajeta, a do tego dochodzi duathlon i 13 bodaj startów w biegach (w tym 12 ukończonych).
Start A. W sumie tylko dlatego A, że jakiś start A na krótkim dystansie musiałem sobie wybrać. Gdybym po przełożeniu Samorin na koniec sierpnia i odwołaniu Czempinia zaczął plan do połówki raz jeszcze, byłbym się chyba z nudów zerzygał. A poza tym lubię krótkie. (That's what she said).
Start udany towarzysko, mimo że przyjechałem do Bydgoszczy z rodziną pozdro @olesia, @Kosa, @endi8888, @willi
A propos przyjazdu - nad morzem dopadł mnie kryzys, miałem dziwne mrowienie/skurcze w brzuchu, skutkiem czego tapering nie wyglądał do końca tak jak miał wyglądać. 3 dni przed zawodami nie robiłem nic. Ale cóż z tego.
Pływanie. Czas 17:48 (17:23 z wody; w 2018 roku: 19:23), w piance, miejsce 262/887 (30. centyl; w 2018 r. 47. centyl) open. Planowałem popłynąć w 18:30, 18 minut to był scenariusz optymistyczny. Więc co prawda pływanie w Bydgoszczy jest szybkie i od normalnego czasu trzeba trochę odjąć, ale i tak dobrze wyszło. Na tle stawki - najlepiej w historii moich startów. Co istotne, pływanie w ogóle mi się nie dłużyło (a zawsze mi się dłuży) i się za bardzo nie zmachałem, mimo że w pierwszej części (pod prąd) machałem zdrowo. Miałem poczucie świeżości, nie mógłbym złapać zadyszki, gdybym się nawet postarał. Nogi złapałem tylko na 3-4 minuty, i to takie płynące wężykiem.
T1. Czas 2:37 (w 2018 roku: 3:04). Pierwszy raz wyjąłem nogi z pianki metodą przydeptywania, poszło idealnie. Strefa zmian w Łuczniczce to zdecydowanie mocny punkt zawodów w Bydgoszczy, podobnie jak ładowanie pianki do specjalnego worka przed wejściem do strefy (żegnajcie zalane buty).
Rower. 39 km, czas 1:00:47, miejsce 58/887 (7. centyl; w 2018 r. 15. centyl) open, średnia z zegarka 38,3 km/h. Plan przewidywał 37 km/h (i 41 km). Większość pętli to długi, łagodny i tylko przez chwilę sztywny podjazd w jedną stronę - pod wiatr - i zjazd w drodze powrotnej. Po połówce pierwszej pętli moja średnia wynosiła 33 km/h, na koniec pętli 38,5 km/h. Fajnie nie? Nigdy jeszcze tak długo nie trzymałem 45-50 km/h. Sam nie wiedziałem, czy za mocno nie dokręcam, bo czy przy 48 km/h jest sens kręcić 250 w? Z drugiej strony gdybym nie kręcił, to musiałbym rekompensować to jakąś atomową mocą pod górę, a parę lat już startuję i wiem, że takie rzeczy się mszczą
Chciałem pojechać na mocy znormalizowanej 270 w i oczywiście znowu nie pojechałem. NP wyszła 261 w. Ale prędkość zacna. No w sumie nie wiem, @Kosa pojechał szybciej - włożył mi na rowerze minutę, której zabrakło, żeby z nim ostatecznie wygrać.
Jechałem sam, nie miałem jak złapać legalnego koła, bo za późno wszedłem do strefy startowej i wbrew swoim planom płynąłem z raczej niezbyt szybkimi ludźmi.
Na koniec trasy czekało mnie, po raz pierwszy, wyjmowanie stopy z buta rowerowego, gdy już stoję, ponieważ nie wierzyłem, że belka jest tak blisko i nie wyjąłem prawej stopy wcześniej (trasa miała mieć 41 km!). I to jest odwrócenie sytuacji z 2018 roku, gdy stopy wyjąłem z butów po przejechaniu 44,5 km i bardzo się zdziwiłem, że aż 1,5 km muszę jechać ze stopami na butach.
T2. Czas 2:45 (w 2018 r. 3:04). Uwaga przypał! Wielki powrót przypałów na moje zawody. Już się bałem, że nie zobaczymy się nigdy więcej! Jak ja zrobiłem 19-sekundowy postęp w T2 to ja nie wiem, wziąwszy pod uwagę fakt, że zgubiłem garmina (niedokładnie go przykręciłem do paska), którego na szczęście mi ktoś podał. W Gdańsku w T2 zgubiłem okulary (też mi je ktoś podał). Wychodzi, że w Kórniku zgubię daszek albo numer, co obstawiacie? A może mi gacie spadną?
Bieg. 11,2 km, Czas 50:18 (w 2018 r. 53:07), miejsce 156/887 (18. centyl; w 2018 roku 29. centyl) open.
Ten sam centyl co w Gdańsku. Na początku biegło się spoko - 4:05, 4:10, w sumie jestem mega kozakiem i na pewno utrzymam! No nie utrzymałem. Ale tym razem męczyła mnie nie zadyszka (wdech lub wydech brałem wręcz co 3 kroki, a nie co 2), tylko takie ogólne poczucie, że jest ciężko i trochę chyba dojechanie nóg (ale bez klasycznego betonu), a już na pewno uczucie ciepełka (choć było znacznie chłodniej niż dzień później). Celem było 4:20, utrzymałem okolice średniej 4:20 na pierwszej pętli, drugą pobiegłem już po 4:41, całość po 4:31. Czyli na górnej granicy tego, co powinienem biegać na olimpijkach i dokładnie w takim tempie, w jakim pobiegłem swoją przełomową dychę w Strykowie w 2019 r. Niestety, bo minęły prawie 2 lata i wolałbym biegać szybciej, a to, co się wydarzyło w Bydzi, zakwalifikowałem jako zgon na biegu - nie taki mój klasyczny zgon z gallowayem/truchtaniem i opcjonalnym rzyganiem, ale jednak zgon. Trasa w Bydgoszczy jest może nieco wolniejsza i w lipcu jestem słabszy niż we wrześniu, nie wiem. Gdy zorientowałem się, że nie będzie rumakowania, przechodziłem przez bufety i szedłem też na krótkich ostrych podbiegach. Z bufetów brałem wodę (na łeb) i izo/colę/wodę (do ust). Oczywiście miałem lekki atak kolki, cośtam rozciągnąłem, w sumie przeszła, ale najważniejsze - szczególnie w kontekście Samorin, w którym na biegu będę musiał pić i to niemało - że przyjmowanie różnych płynów jej nie pogorszyło, a kiedyś zdecydowanie pogarszało stan mojego spinającego się na biegu bebechu.
Całość - czas 2:14:15, który nic nie mówi i którego z absolutnie niczym nie da się porównać, miejsce 97/887 (11. centyl; w 2018 roku 23. centyl) open i 19/151 (13. centyl) w M40.
W sumie OK wyszło, centylowo wyżej byłem tylko w Płocku na 1/8 IM w 2019 roku. Pobiegłbym szybciej, ale nie umiałem. Po zawodach byłem na tyle zmachany, że wiedziałem, że trochę popracowałem, ale nie zaliczyłem aż takiego zgonu jak w czasach, w których byłem słabszym i gorzej przygotowanym trajlonistą. W sumie trenowałem do tych zawodów na nie za dużej objętości (w czerwcu: 4,2 h roweru i 3,3h biegu tygodniowo; w maju 4,8h roweru i 2,5h biegu tygodniowo).
Gratulacje odebrał @Kosa, który w końcu coś pobiegł coś, czyli wciąż wolniej ode mnie, ale za szybko, bym mógł nadrobić stratę z pływania (choć stosunkowo niewielką: 52 s), (nieoczekiwanie) minutową stratę z roweru plus cośtam ze stref zmian (niestety). Przegrałem o 34 sekundy.
Następne przystanki:
1.08 Kórnik 1/4
29.08 Samorin 1/2
19.09 Nieporęt 1/4
i może jeszcze Duathlon Opinogóra 25 września.