Greatman Triathlon Kościan 12.09.2020
: śr wrz 16, 2020 4:14 pm
Greatman Triathlon Kościan 2020 - 12.09.2020
Zakończenie skróconego acz intensywnego sezonu tri 2020.
Jak się okazało znacznie za bardzo intensywnego.
Jak mawiał klasyk "Nie zawsze wygrywa torreador"
W każdej z 3 dyscyplin wyszło przemęczenie, przetrenowanie, przesilenie, jak zwał, tak zwał.
Pływanie:
Chciałem 18 minut , wyszło prawie 21.
Wprawdzie było ponad 1000m, a nie regulaminowe 950m, ale i tak...
Płynąłem swoje maks możliwości, a po wyjściu z wody nieźle zdziwiony widząc 20:40.
T1: bez tragedii ~2:00m
Rower:
3x okrążenia po 15km.
Początek - jeszcze nie dotarło do mnie, że dziś nie będzie nowej życiówki, więc rzuciłem się na odrabianie strat z pływania.
Pierwsze okrążenie - średnia 37km/h, dobrze. Waty wprawdzie słabe, ale pomyślałem, że się lepiej układam na rowerze, mniejsze górki, mniejszy wiatr...
Tu się skończyła energia.
Okazało się, że organizator nie zrobił bufetu na etapie rowerowym, który był zapowiedziany w razie upału.
Może 30st. C i pełne słońce to w Kościanie słaba pogoda. Niemniej jednak zostałem bez wody.
Bidon na rowerze z elektrolitami ma pojemność 500ml.
Po pierwszej pętli zacząłem odczuwać pragnienie. Tragedia.
Kolejne dwie pętle: spadek mocy i prędkości.
Zakończyłem rower z czasem 1:17h, średnia 35,1kmph, moc średnia 233W.
T2: bez tragedii 1:20
Bieg:
Spragniony do granic rzuciłem się na wodę w bufecie: nie dość, że się zakrztusiłem to jeszcze jej wypiłem za dużo.
Zaraz pojawiło się uczucie cegłówki w brzuchu.
Z początkowego tempa ~5:00min/km skończyłem na 5:27min/km.
Bieg skończyłem w 58minut.
Całość: 2:39:20
Pomyślałem sobie: na koniec sezonu dobry taki kopniak niż miałby spocząć na laurach po super wyniku.
Tą myślą wiedziony pobiegłem z latarką na głowie we wtorek rano na Ślężę, gdzie w drodze powrotnej, 500m od szczytu skręciłem kostkę.
To już naprawdę koniec sezonu.
Kurtyna.
Zakończenie skróconego acz intensywnego sezonu tri 2020.
Jak się okazało znacznie za bardzo intensywnego.
Jak mawiał klasyk "Nie zawsze wygrywa torreador"
W każdej z 3 dyscyplin wyszło przemęczenie, przetrenowanie, przesilenie, jak zwał, tak zwał.
Pływanie:
Chciałem 18 minut , wyszło prawie 21.
Wprawdzie było ponad 1000m, a nie regulaminowe 950m, ale i tak...
Płynąłem swoje maks możliwości, a po wyjściu z wody nieźle zdziwiony widząc 20:40.
T1: bez tragedii ~2:00m
Rower:
3x okrążenia po 15km.
Początek - jeszcze nie dotarło do mnie, że dziś nie będzie nowej życiówki, więc rzuciłem się na odrabianie strat z pływania.
Pierwsze okrążenie - średnia 37km/h, dobrze. Waty wprawdzie słabe, ale pomyślałem, że się lepiej układam na rowerze, mniejsze górki, mniejszy wiatr...
Tu się skończyła energia.
Okazało się, że organizator nie zrobił bufetu na etapie rowerowym, który był zapowiedziany w razie upału.
Może 30st. C i pełne słońce to w Kościanie słaba pogoda. Niemniej jednak zostałem bez wody.
Bidon na rowerze z elektrolitami ma pojemność 500ml.
Po pierwszej pętli zacząłem odczuwać pragnienie. Tragedia.
Kolejne dwie pętle: spadek mocy i prędkości.
Zakończyłem rower z czasem 1:17h, średnia 35,1kmph, moc średnia 233W.
T2: bez tragedii 1:20
Bieg:
Spragniony do granic rzuciłem się na wodę w bufecie: nie dość, że się zakrztusiłem to jeszcze jej wypiłem za dużo.
Zaraz pojawiło się uczucie cegłówki w brzuchu.
Z początkowego tempa ~5:00min/km skończyłem na 5:27min/km.
Bieg skończyłem w 58minut.
Całość: 2:39:20
Pomyślałem sobie: na koniec sezonu dobry taki kopniak niż miałby spocząć na laurach po super wyniku.
Tą myślą wiedziony pobiegłem z latarką na głowie we wtorek rano na Ślężę, gdzie w drodze powrotnej, 500m od szczytu skręciłem kostkę.
To już naprawdę koniec sezonu.
Kurtyna.