Greatman Triathlon Kórnik 2020 1/4 IM
: wt sie 11, 2020 4:13 pm
Triathlon Kórnik 2020 na dystansie 1/4
Będzie krótko (jak na moje możliwości lania wody), bo poszło ujowo!
Ten start miał być przetarciem przed Olsztynem i Malborkiem. Niezmiernie się cieszyłem, że będę mógł gdzieś wystartować w ten weekend. Miałem założenia! Pływanie ~21 minut (bo forma w d...), rower na NP 260 w, bieg po 4:40/km. Im bliżej zawodów, tym bardziej było jasne, że założenia wylądują w koszu:
- upał - albo się totalnie zagotuję w piance, albo popłynę bez - słabe pływanie, nastawiłem się na ~23 minuty bez pianki,
- rower - postaram się pojechać zgodnie z założeniami,
- bieg - będzie padaka, ale 5:00/km powinienem wytrzymać, skoro tyle wytrzymałem w 2018 r. w 5150 Łorso, gdy też było gorąco.
Wystartowało 218 osób, ukończyło 211. Gwiazdą wśród facetów był Maciek Bodnar, a wśród kobiet - amatorka Alicja Pyszka-Bazan (na biegu o jedyne 15 sekund wolniejsza od Bodnara - 15 sekund na 10,5 km, nie na kilometr! - a oboje mieli przed biegiem równie dużą przewagę nad #2 wśród mężczyzn i #2 wśród kobiet odpowiednio).
Pływanie. Czas 19:29 (19:19 do brzegu), miejsce 103/211.
Totalna zupa. Przestrzegano mnie przed pływaniem w Kórniku, że woda nieprzejrzysta, pralka itp. To przemawiało za płynięciem w piance. Temperatura powietrza i wody przemawiała za płynięciem w majtach neoprenowych, które jednak w porównaniu z pianką szybkości dają tyle co nic. Zdecydowałem się na majty. Poza mną bez pianek płynęło najwyżej kilka osób. Rolling start spowodował, że pralka tworzyła się głównie na bojach. Ogólnie cisnąłem i szukałem nóg. Często te nogi znajdowałem. Po 6 treningach OW zrobionych w ciągu 10 dni wyjazdu uznałem też, że wytrzymam 20 minut w miarę mocnego pływania. Czas wyszedł jak w Bydgoszczy w 2018 r., a tam płynąłem w piance i tam wszyscy mieli mega szybkie czasy, bo rzeka itp.
Mieć pływanie (103/211) lepsze niż całe zawody (104/211) to dla mnie nowość, a do tego rok temu ten czas dałby mi w Kórniku 48. czas pływania na 205 osób! Organizator ma fioła na punkcie domierzenia trasy, więc w tym roku raczej nie było krótsze, tylko po prostu poziom był wyższy - jak na wszystkich tegorocznych imprezach. Pływanie na duży plus. Gdybym popłynął w piance, pewnie nastąpiłby ten doniosły moment w historii tri, w którym w końcu popłynąłem jakieś zawody poniżej 2 minut na 100 tymczasem musiałem się zadowolić tempem 2:00.
Rower. Czas 1:16:29, prędkość 35,3 km/h, NP 212 w, tętno 160, miejsce 73/211.
Aż mi się nie chce o tym pisać. Nie pojechałem po mistrzostwo świata. Nie zakładałem aerojacket na tylne koło. Pojechałem w kasku szosowym, bo upał. Zakładałem NP 260 w, wyszło 212 w, sami widzicie. Najpierw nie mogłem opanować tętna i cisnąłem lżej. Po długim czasie tętno spadło - najpierw w okolice 165, potem 160, potem niżej. Razem z tętnem spadła mi chęć życia. Baton jadłem pół godziny - tak bardzo rósł mi w ustach. Zjadłem jeden baton zamiast czterech. Wypiłem 0,7 izo, które mi chyba - razem z upałem - zablokowało żołądek i z litr wody. Na każdym bufecie (co 15 km) lałem wodę też na łeb. Druga połowa roweru to już szukanie - i znajdowanie - legalnego koła. Dlatego z marnej mocy wyszła nie tak marna średnia prędkość (liczyłem na 37 km/h, ale ok). Możliwe, że przyzwoite pływanie pomogło mi znaleźć partnerów (i partnerkę - zwyciężczynię K40) do jazdy w 10-metrowych odstępach. Zresztą gdy trzeba było przyspieszyć, nie miałem z tym problemu. Z nawrotów (których na trasie było 9) wychodziłem, nazwijmy to, dość żwawo, dobrze powyżej 300 w. Gdy uciekło mi legalne koło, wchodziłem na 260-280 w i doganiałem. Ale już na utrzymywanie jakiejś rozsądnej mocy zupełnie nie miałem ochoty. Prosta średnia moc wyszła już zupełnie żenująca, 201 w, czyli tyle, po ile pojechałem niedawno luźne 104 km... Czułem tylko gorąco i osłabienie, odcinki trasy pozbawione cienia były jak jazda wewnątrz pieca. Pod koniec trasy dogoniłem klubowego kolegę, który znacznie lepiej pływa, z czego wywnioskowałem, że skoro dziś z moim rowerem padaka, to naprawdę przyzwoicie popłynąłem. Kolega, jak się okazało, włożył mi na pływaniu 1:50, czyli mniej niż zwykle.
Bieg. Czas 0:58:38, tempo 5:39/km, tętno 149, miejsce 135/211.
Jeszcze bardziej nie chce mi się o tym pisać! Do upału i faktu, że ja upałów nienawidzę wyjątkowo, doszła cegła w żołądku. Było jak na 5150 Warsaw 2017, tylko bez rzygania. Każdy łyk wody --> cegła w żołądku. Bardzo nieprzyjemne uczucie. Nawet nie wszedłem na wysokie tętno, mimo że tak gorąco. Nawet mi tak ten gorąc nie przeszkadzał, tym bardziej że prawie cały bieg był w cieniu. Po prostu nie mogłem się ruszać. I nie chciałem. Nie pomogło też to, że od początku zawodów przyjąłem zaledwie 40 g węgli. "Bieg" pokonałem Gallowayem.
Całość: 2:38:32, miejsce 104/211.
No cóż. Nie tak wyglądały treningi. Mocne pływanie mogło mnie trochę zmęczyć, ale nie aż tak. Kórnik to był trening przed Olsztynem. Może Olsztyn będzie treningiem przed Malborkiem, kto wie. Oby Malbork nie był tylko treningiem przed Czempiniem!
Wnioski!
1. Z pływaniem nie jest źle. Da się pływać, nawet będąc mną. Ale trzeba ćwiczyć - basen, OW, co jest pod ręką.
2. Koniec z izotonikiem Powerbara. Będę brał na rower wodę kokosową z dosypaną solą, płyn z elektrolitami, nie wiem.
3. Trzeba pomyśleć o przywróceniu do łask żeliku Kikera, same batony grożą tym, co się stało (niejadalnością zapasów ze względu na odrzucenie przez organizm pokarmów stałych).
4. Pierwsze koty za płoty. W zeszłym sezonie też w Samorin strasznie cienko piszczałem, a w Malborku prawie że obaliłem rządy Kaczyńskiego.
Cześć i czuwaj. Pozdrawiam - mistrz treningów. #lecimy
Będzie krótko (jak na moje możliwości lania wody), bo poszło ujowo!
Ten start miał być przetarciem przed Olsztynem i Malborkiem. Niezmiernie się cieszyłem, że będę mógł gdzieś wystartować w ten weekend. Miałem założenia! Pływanie ~21 minut (bo forma w d...), rower na NP 260 w, bieg po 4:40/km. Im bliżej zawodów, tym bardziej było jasne, że założenia wylądują w koszu:
- upał - albo się totalnie zagotuję w piance, albo popłynę bez - słabe pływanie, nastawiłem się na ~23 minuty bez pianki,
- rower - postaram się pojechać zgodnie z założeniami,
- bieg - będzie padaka, ale 5:00/km powinienem wytrzymać, skoro tyle wytrzymałem w 2018 r. w 5150 Łorso, gdy też było gorąco.
Wystartowało 218 osób, ukończyło 211. Gwiazdą wśród facetów był Maciek Bodnar, a wśród kobiet - amatorka Alicja Pyszka-Bazan (na biegu o jedyne 15 sekund wolniejsza od Bodnara - 15 sekund na 10,5 km, nie na kilometr! - a oboje mieli przed biegiem równie dużą przewagę nad #2 wśród mężczyzn i #2 wśród kobiet odpowiednio).
Pływanie. Czas 19:29 (19:19 do brzegu), miejsce 103/211.
Totalna zupa. Przestrzegano mnie przed pływaniem w Kórniku, że woda nieprzejrzysta, pralka itp. To przemawiało za płynięciem w piance. Temperatura powietrza i wody przemawiała za płynięciem w majtach neoprenowych, które jednak w porównaniu z pianką szybkości dają tyle co nic. Zdecydowałem się na majty. Poza mną bez pianek płynęło najwyżej kilka osób. Rolling start spowodował, że pralka tworzyła się głównie na bojach. Ogólnie cisnąłem i szukałem nóg. Często te nogi znajdowałem. Po 6 treningach OW zrobionych w ciągu 10 dni wyjazdu uznałem też, że wytrzymam 20 minut w miarę mocnego pływania. Czas wyszedł jak w Bydgoszczy w 2018 r., a tam płynąłem w piance i tam wszyscy mieli mega szybkie czasy, bo rzeka itp.
Mieć pływanie (103/211) lepsze niż całe zawody (104/211) to dla mnie nowość, a do tego rok temu ten czas dałby mi w Kórniku 48. czas pływania na 205 osób! Organizator ma fioła na punkcie domierzenia trasy, więc w tym roku raczej nie było krótsze, tylko po prostu poziom był wyższy - jak na wszystkich tegorocznych imprezach. Pływanie na duży plus. Gdybym popłynął w piance, pewnie nastąpiłby ten doniosły moment w historii tri, w którym w końcu popłynąłem jakieś zawody poniżej 2 minut na 100 tymczasem musiałem się zadowolić tempem 2:00.
Rower. Czas 1:16:29, prędkość 35,3 km/h, NP 212 w, tętno 160, miejsce 73/211.
Aż mi się nie chce o tym pisać. Nie pojechałem po mistrzostwo świata. Nie zakładałem aerojacket na tylne koło. Pojechałem w kasku szosowym, bo upał. Zakładałem NP 260 w, wyszło 212 w, sami widzicie. Najpierw nie mogłem opanować tętna i cisnąłem lżej. Po długim czasie tętno spadło - najpierw w okolice 165, potem 160, potem niżej. Razem z tętnem spadła mi chęć życia. Baton jadłem pół godziny - tak bardzo rósł mi w ustach. Zjadłem jeden baton zamiast czterech. Wypiłem 0,7 izo, które mi chyba - razem z upałem - zablokowało żołądek i z litr wody. Na każdym bufecie (co 15 km) lałem wodę też na łeb. Druga połowa roweru to już szukanie - i znajdowanie - legalnego koła. Dlatego z marnej mocy wyszła nie tak marna średnia prędkość (liczyłem na 37 km/h, ale ok). Możliwe, że przyzwoite pływanie pomogło mi znaleźć partnerów (i partnerkę - zwyciężczynię K40) do jazdy w 10-metrowych odstępach. Zresztą gdy trzeba było przyspieszyć, nie miałem z tym problemu. Z nawrotów (których na trasie było 9) wychodziłem, nazwijmy to, dość żwawo, dobrze powyżej 300 w. Gdy uciekło mi legalne koło, wchodziłem na 260-280 w i doganiałem. Ale już na utrzymywanie jakiejś rozsądnej mocy zupełnie nie miałem ochoty. Prosta średnia moc wyszła już zupełnie żenująca, 201 w, czyli tyle, po ile pojechałem niedawno luźne 104 km... Czułem tylko gorąco i osłabienie, odcinki trasy pozbawione cienia były jak jazda wewnątrz pieca. Pod koniec trasy dogoniłem klubowego kolegę, który znacznie lepiej pływa, z czego wywnioskowałem, że skoro dziś z moim rowerem padaka, to naprawdę przyzwoicie popłynąłem. Kolega, jak się okazało, włożył mi na pływaniu 1:50, czyli mniej niż zwykle.
Bieg. Czas 0:58:38, tempo 5:39/km, tętno 149, miejsce 135/211.
Jeszcze bardziej nie chce mi się o tym pisać! Do upału i faktu, że ja upałów nienawidzę wyjątkowo, doszła cegła w żołądku. Było jak na 5150 Warsaw 2017, tylko bez rzygania. Każdy łyk wody --> cegła w żołądku. Bardzo nieprzyjemne uczucie. Nawet nie wszedłem na wysokie tętno, mimo że tak gorąco. Nawet mi tak ten gorąc nie przeszkadzał, tym bardziej że prawie cały bieg był w cieniu. Po prostu nie mogłem się ruszać. I nie chciałem. Nie pomogło też to, że od początku zawodów przyjąłem zaledwie 40 g węgli. "Bieg" pokonałem Gallowayem.
Całość: 2:38:32, miejsce 104/211.
No cóż. Nie tak wyglądały treningi. Mocne pływanie mogło mnie trochę zmęczyć, ale nie aż tak. Kórnik to był trening przed Olsztynem. Może Olsztyn będzie treningiem przed Malborkiem, kto wie. Oby Malbork nie był tylko treningiem przed Czempiniem!
Wnioski!
1. Z pływaniem nie jest źle. Da się pływać, nawet będąc mną. Ale trzeba ćwiczyć - basen, OW, co jest pod ręką.
2. Koniec z izotonikiem Powerbara. Będę brał na rower wodę kokosową z dosypaną solą, płyn z elektrolitami, nie wiem.
3. Trzeba pomyśleć o przywróceniu do łask żeliku Kikera, same batony grożą tym, co się stało (niejadalnością zapasów ze względu na odrzucenie przez organizm pokarmów stałych).
4. Pierwsze koty za płoty. W zeszłym sezonie też w Samorin strasznie cienko piszczałem, a w Malborku prawie że obaliłem rządy Kaczyńskiego.
Cześć i czuwaj. Pozdrawiam - mistrz treningów. #lecimy