Obóz triathlonowy? Tak rzec by można, ale jak to obóz, składający się z upchniętej w 6 dniach turystyki szosowej z dodatkiem pozostałych dyscyplin:
18h roweru
3,5 h biegu
2h pływania.
Czekałem na ten obóz jak Girkin na mobilizację. Zwykle gdy wyczekuje się czegoś miesiącami, a w wielkiej już ekscytacji tygodniami, to już samo wydarzenie nie wydaje się tak zajebiste, bo nie jest w stanie spełnić oczekiwań.
A jednak rozbuchane oczekiwania zostały spełnione. Było jeszcze lepiej niż myślałem. Towarzystwo pierwsza klasa (z przewagą Amerykanów i Brytyjczyków, ale nie tylko) w wieku od lat 23 do dobrze ponad 60, fajny hotel, bajkowa okolica (w której byłem już raz kiedyś), podgrzewany basen na dworze, no i te trasy rowerowe...
- 6. na forum group photo.JPG (95.56 KiB) Przejrzano 4371 razy
Treningi trwały od niedzieli do piątku włącznie, ale zacznę od środka, czyli od dnia trzeciego.
Którego to zrobiliśmy najsłynniejszy podjazd na Majorce - Sa Calobra (10 km, 7%, ale to nieistotne, bo liczą się widoczki).
Najpierw podjeżdża się pod górę od strony lądu, ale to nie jest "właściwy" podjazd, mimo że jego szczyt jest tam, gdzie szczyt właściwego podjazdu. Następnie z tej góry zjeżdża się serpentynami w stronę kompletnie odizolowanej od świata wioseczki, następnie rzeczonymi serpentynami trzeba wrócić - to jest Sa Calobra właśnie. Cały przejazd to jeszcze pomniejsze podjazdy po drodze,
razem 120 km i 2200 m w pionie.
- 2. na forum 28.03 Sa Calobra.jpeg (210.04 KiB) Przejrzano 4371 razy
W wioseczce na dole
- 1. na forum 28.03 Sa Calobra.jpeg (220.46 KiB) Przejrzano 4371 razy
- 4. na forum Sa Calobra kajet.jpeg (233.57 KiB) Przejrzano 4371 razy
Z każdym dniem obawy o to, czy wytrzymam, czy dupa wytrzyma, czy po hardkorowym dniu zregeneruję się na tyle, że kolejnego nie zatrzymam się na podjeździe, rozpływały się. Okazało się, że ja, miłośnik krótkich dystansów i krótkich treningów, grubodupny i ciężki "czasowiec dla ubogich", daję radę. Na podstawie wypełnionej przed obozem miniankiety zostałem zakwalifikowany do drugiej grupy rowerowej (z trzech). Po cichu liczyłem na pierwszą, ale okazało się, że druga grupa także robi wszystkie główne podjazdy (tylko trzecia miała lajtowy program), tak więc idealnie - te same atrakcje, mniejsza presja.
Mój najbliższy krąg towarzyski to Włoch, Belg, Amerykanin z NYC, Brytyjczyk i Australijczyk - część panów namówiłem na karty przy piwie, oczywiście bezalkoholowym. Wytrzymali godzinę. Zuchy!
- 3. na forum karty.jpeg (110.3 KiB) Przejrzano 4371 razy
c.d.n.