Rozkaz.
Trener zasugerował spróbować sił na 5km w najbliższym czasie, wybrałem się do Opola. Myślę... jest atest, miasto wojewódzkie, asfaltowa szybka dosyć trasa. Bankowo będzie się z kimś fajnie pościgać. Na "nie" zdecydowanie była droga - sama odległość jeszcze do zniesienia, ale niestety w tym kierunku nie ma szału ode mnie. Przeoczyłem, że dzień wcześniej miałem 5km w Częstochowie (brak atestu), widziałem, że tylko 10km jest. Trudno. A pobiegł tam ktoś 16:46! Idealnie by było.
Czułem się dobrze, moje subiektywne nastawienie to 17:30 na aktualną dyspozycję by było całkiem ok. Rozgrzewka dosyć spokojna - chyba w przeszłości za dużo sił zostawiałem na tym elemencie. Kiedyś nie było zbytnio żeli z kofeinką to też różnica która może zrobić robotę. 5min przed startem nieco zestrachany zrzucam zbędną odzież, zestrachany bo oczywiście getry przez buty nie chcą przejść
tak jak księga ulicy każe wchodzę od strony startu do pierwszego szeregu na 2-3min przed startem.
Plan był zacząć powyżej możliwości, zwolnić nieco po 1,5km i zrobić nie za długi finisz. Niestety nie udaje mi się zrealizować pierwotnego zamiaru, 1,5km wychodzi po 3:26, 3:27, 3:14 (międzyczasy co 500m). To tutaj tracę, około
3s jak i niby później oczywiście.
Po sprawdzeniu na zrzucie, jednak po tym pierwszym km przyspieszam i 500m wpada po wspomniane 3:14, po czym nieco zwalniam. Po starcie chwilę leciałem pierwszy, po zrywie wychodzę na prowadzenie i zwracam uwagę, czy ktoś się zabiera. Myślę sobie, no debil, pod wiatr zaatakowałem.
Nikt się nie zabrał...i tutaj dotarło do mnie...kurczę wygram ten bieg. Mam też przewagę bo jednak nikt mnie tu nie zna
Wypuścili mnie za bardzo, na 5km nie ma szans bym dał sobie wyrwać to miejsce, plus wiem, że potrafię odpalić nogi na finisz (taki krótki). Powoli robię więc sobie przewagę, po pierwszej pętli co prawda wynosiła ona tylko 6-7s. 3:30, 3:21, 3:29, 3:22, 3:24, 3:27, 3:20 - około bo 20m Garmin złapał więcej. Finalnie uciekam na 17s, na mecie 17:03 (3:24/km).
Bieg po parku na wyspie w okolicy zoo. Pogoda dopisała więc spacerowicze również, zarówno z dziećmi jak i zwierzętami. To nie pomagało bo jednak spora uwaga na to co się dzieje, czy nie wpierniczę się na jakieś dziecko, starszą osobę. Tak jak również sądziłem, końcówka to też slalom pomiędzy pozostałymi uczestnikami biegu.
Jestem zadowolony, z małym niedosytem bo sub 17min było spokojnie w zasięgu wczoraj. Wynik traktuję oczywiście jako środek do celu, na kolejny raz mam materiał. Do tego po 16-17 latach znów wygrywam bieg.
Sypie się niestety plan na biegową imprezę w Łodzi, z racji możliwych wyborów samorządowych dyszka zostanie przełożona na niekorzystny termin.