Hehe - też na to wpadłemPoprawić rower
A troszkę poważniej - patrząc trochę szerzej: czas na mecie to zawsze wymierna ocena - taka "wisienka na torcie". Fajnie jest przekraczać kolejne granice i realizować cele ale ten dziwny sezon w sumie dał mi sporo więcej.
W kwietniu nie było wiadomo czy w ogóle gdzieś wystartujemy i motywowanie się zawodami trochę nie działało... Uznałem, że będę robił te treningi bo po prostu to lubię.
Treningi i aktywność stały się trochę częścią dnia, taką normą... Nie odbieram już tego jako czegoś do czego muszę się szczególnie motywować czy zmuszać;) Stało się naturalne, że prawie codziennie coś tam realizuję - trening (lubię triathlon za to, że codziennie nie jest to to samo:) czy jakąś aktywność "okołotreningową" - jak wycieczka rowerowa czy coś. Taka rutyna ale w pozytywnym znaczeniu. (Tu mamy istotny zgrzyt z tytułem dziennika;) Takie podejście pozwoliło mi w sumie bardzo regularnie (jak na mnie) przepracować sezon bez żadnych istotnych przerw i "dołów" w formie. Dodatkowo większy nacisk na trening ogólnorozwojowy zaprocentował - obyło się bez kontuzji, czuję się bardzo dobrze. Po raz pierwszy kończę sezon bez poczucia wymęczenia i wyraźniej chęci robienia roztrenowania. Po prostu będę leciał dalej a jesień sprzyja przestawieniu wajchy na bieganie.
Co do planów na następny sezon - oczywiście, że planuję 1/2 poniżej 5h tyle, że chciałbym zrobić to już na luzie z odpowiednim zapasem minut. Po prostu dojść do takiego poziomu, żeby nie było gdybania uda się/nie uda... Planuję realizować ciągły rozwój wszystkich 3 dyscyplin a zimą oczywiście nacisk na trenażer.
No i żeby nie było tak za poważnie - chyba czas na koła aero