Garmin Iron Triathlon Żyrardów 2021.05.16
Dystans ½ IM
Nastawienie – testowanie.
Ten i poprzedni sezon w sporcie amatorskim to nie jest najlepszy czas w jakim można było sobie cokolwiek planować. Ja wyznaję jednak zasadę, że nawet najgorszy, ale jakiś plan trzeba mieć. Tym kierowany w 2021 zapisałem się jako start A na ½ IM w Malborku na początku września, więc siłą rzeczy do Żyrardowa chciałem podjeść bardzo „testowo”.
Chciałem przetestować nowy typ odżywiania w czasie zawodów – oparty (a jakże ) o tłuszcze z domieszką słabo przyswajalnych węgli. Dlatego zakupiłem w UK odżywki SFuel. I pewnie gdyby nie banda separatystów z UK, która doprowadziła do Brexitu, to miałbym co testować. A tak przesyłka z odżywkami po 2 tygodniach przyszła dokładnie 1 (sic!) dzień po zawodach. Zrobiłem sobie zamiast tego orzechowo-miodowy napój z olejem MCT i cytryną, który nie gęstniał do konsystencji żelu jak ongiś w Śremie inny tego typu mój wynalazek, i tym razem nie musiałem Z TEGO POWODU zwiedzać na trasie Toi-Tojek.
Chciałem przetestować nowe koła (dysk + profil 80) w warunkach zawodów.
Chciałem przede wszystkim zobaczyć gdzie jestem z formą – będąc mniej więcej w połowie planu treningowego.
Przyjazd/organizacja
Na miejsce przyjechałem dzień wcześniej wieczorem o 23:00.
Przyjechałem ciut za późno.
Nie starczyło czasu na moje 6:45h snu, jednak tego nie odczułem (przynajmniej nie świadomie) w czasie zawodów.
Nigdy nie uczestniczyłem w tym cyklu zawodów, ale już po organizacji parkingu można było podejrzewać, że organizator nie jest z pierwszej łapanki. Potem było tylko lepiej.
Całe stado wolontariuszy, duża strefa Expo.
Szybka i wygodna instalacja w strefie zmian.
Tutaj dookoła mnie sami PROsi (przynajmniej wyglądali) więc pierwsza deprymacja „oj, będziesz dublowany, będziesz dublowany” – pojawiło się w głowie
Poszedłem zdeponować plecak i na rozgrzewkę.
Wlazłem w piankę i do wody….
Tutaj się na chwilę zatrzymam, bo znalazłem moja ulubioną temperaturę do pływania.
18st. C, które miała woda, było jak nervosol, poczułem taką rześkość, a jednocześnie spokój, zrobiłem ze 200-300 metrów i poczułem, że przynajmniej w wodzie będzie dobrze.
Start.
Woda. 1950m
Ustawiłem się zgodnie z zapisami gdzieś w 2/3 stawki, co jak sądziłem będzie odpowiadało przedziałowi 35-40minut.
Miejsce okazało się idealne, 2 osoby wyprzedziły mnie, ja wyprzedziłem 2 osoby.
Pierwsze 500m (mimo, że nogi tylko ciągnąłem) leciałem mega szybko.
Wydawało mi się, że zegarek zwariował, bo co chwilę sygnalizował kolejne 100m.
Jak się potem okazało rzeczywiście pierwszy kilometr płynąłem poniżej 2:00m/100m ale nie potem nie bardzo wolniej.
Dało to rewelecyjne (jak dla mnie) 38 minut.
T1.
Przygotowany byłem na duży chłód.
Po redukcji naturalnej warstwy izolacyjnej pod skórą jestem straszny zmarźluch, więc przyszykowane miałem rękawki i rękawice w kasku.
Popatrzyłem na niebo i nie zdecydowałem się ich zakładać. Całe szczęście.
Nie nauczyłem się jeszcze zakładać butów w czasie jazdy, więc bez spiny zapakowałem jeszcze 2 żele orzechowe do kieszeni i dostojnie opuściłem strefę zmian.
Rower. 90km
4x pętla po 22,5km.
Chwilę po starcie, po paru pierwszych kilkuset metrach widzę jakiegoś wolontariusza co macha łapami. Był dość przejęty.
Za parę sekund widzę jakieś pofałdowania tektoniczne na asfalcie rodem z Górnego Śląska lat 80tych.
Za następnych parę sekund widzę #triwcolorzeblond leżącą na ziemi.
Nie ukrywam, że nie wyglądało to dobrze, i miałem trochę zgryz, że się nie zatrzymałem, ale stwierdziłem, że skoro obsługa już wie (typ machający rękami) to pewnie przydam się słabo.
Za chwilę minęła mnie karetka z naprzeciwka, więc już spokojniejszy skoncentrowałem się na swojej słabej jeździe.
Pierwsza połowa pętli – ledwo 32km/h średnia. Tętno pod 160. Moc 240W.
„No to szału dzisiaj nie będzie” - pomyślałem….
Po drugiej połowie pętli było lepiej, średnia wzrosła do 34km/h – pojawiła się iskierka.
Wiedziałem, że jak rower zrobię poniżej 2:45h to jest duża szansa na czas poniżej 5:30h na całości. Moja poprzednia ½ IM to 5:36 h.
Na koniec pierwszej pętli, na sławetnych progach wypadł mi oczywiście bidon z moją energetyczną mieszanką, której zdążyłem wypić może ze 20%. Myślę sobie: jak miałbym latać po kiblach, to może lepiej, że tak się stało, miałem wciąż jeszcze w zanadrzu 2 żele orzechowe „na zaś”. Jednak dobrzy ludzie z Żyrardowa jeszcze o tej porze nie przesiąknięci świadomością, że są odcięci od świata i byli podekscytowani zjazdem dziwolągów na dziwnych rowerach i życzliwie podali mi bidon po nawrocie, muszę powiedzieć, że nie na małej prędkości - z pełną gracją jak profesjonalny support team.
Znaczy jestem skazany na toi-toi
Tym małym szczęściem podbudowany rzuciłem się na połykanie kolejnych kilometrów.
2, 3, 4 pętla spokojnie – podobnie. Tętno lekko spadało, moc delikatnie też, ale średnia rosła.
Wątpliwy w skutkach energetyk powolnie przyswojony został w 80-90%.
Ostatecznie rower 2:35h, średnia 34,6km/h, moc średnia 236W.
T2.
Tu też chciałem zrobić pewien eksperyment, a mianowicie wobec regularnych skurczów w mięśniach brzucha przy zmianie butów na T2 na każdych poprzednich zawodach – postanowiłem komfortowo posadzić 4 litery na ziemi na czas zmiany butów i zakładania skarpet. Zysk żaden – oprócz skurczów, które pojawiły się co najmniej tak samo silne jak „na stojaka” jeszcze byłem w pozycji lezącej. Bez sensu. Trwało to wieczność, ale w końcu miałem odpowiednie uzbrojenie stóp. Żele orzechowe z kieszeni wymieniłem na zwykłe żele węglowodanowe – nie pytajcie mnie dlaczego na rower zabrałem te tłuszczowe a na bieg te cukrowe.
Wybiegłem po jakiejś godzinie
Bieg. 21km.
4x pętla po 5,25km
Zaczynam biec, patrzę na zegarek „nosz ku….” Teraz musiał się zepsuć?? – pokazuje 4:40min/km. Oczywiście nie zwalniam, bo to wina zegarka. Po chwili dociera do mnie, że z Garminem wszystko OK, tylko z jakichś powodów moja głowa nie czuje, że nogi cisną.
Zwalniam, dobijam do 5:00min/km, wydaje mi się, że spaceruję.
Typ z ½ przede mną wbija do Toi-Toia, co przypomina mi o tym że chciało mi się sikać.
Myślę sobie: może krótkie siku mnie uspokoi. Tak robię.
Krótkie nie było. Okazało się, że mój pęcherz ma jakąś gigantyczną pojemność. Sikałem chyba godzinę. Wiem, wiem.. starość - nie radość przerost prostaty itp, ale na serio wysikałem chyba z 10litrów
Tempo na zegarku spadło do 6:00min/km.
Zaczynam biec w miarę spokojnie – chcę utrzymać 5:30min/km.
Dochodzę do 5:25 i tak trzymam.
Robi się lekko ciepło, dość duszno, pot spływa gęsto. No nic – myślę – pęcherz pusty , na bufetach będzie tankowane. W tym momencie słychać grzmoty, za sekundę pojawia się burza.
Uwielbiam biegać w deszczu – po prostu u-wiel-biam!
Lecę mokry do suchej nitki spokojnie swoim tempem do końca.
Z zegarka wynika, że będzie koło 5:15 – to mi starcza.
Na 3 i 4 tej pęli wyprzedza mnie całe stado z ¼ , dochodzi już trochę zmęczenia, tempo mi spada. Nie chce mi się bardzo dociskać.
Ostatecznie bieg kończę z tempem 5:34min/km – całość biegania 1:58h.
Meta.
Jest 5:18h , to o 18 minut szybciej niż wcześniejsza i jedyna moja „połówka”.
Jestem super zadowolony.
GIT Żyrardów 1/2 IM 16.05.2021
Gratki i dzięki za relację!
Zaproś tu swoją kuzynkę lub wujka - będzie weselej.
www.enduhub.com/kajet
www.enduhub.com/kajet
Super relacja. Gratuluję wyniku.
- FireTriFighter
- Posty: 1203
- Rejestracja: sob lut 22, 2020 2:16 pm
Gratuluję zawodów. Propsy za rower Fuji!
Zacna relacja, widać, że poza cierpieniem na trasie świetnie się bawiłeś
Patrzę na Twoje zdjęcia i wydaje mi się, że to Ty pomagałeś mi zapiąć piankę (zamek rozpinany pociągnięciem do góry), siedzieliśmy chwilę przed pływaniem na ławeczkach i poprosiłem o pomoc. To Ty faktycznie?
No i oczywiście graty za poprawę rekordu. 18min to całkiem sporo!
Patrzę na Twoje zdjęcia i wydaje mi się, że to Ty pomagałeś mi zapiąć piankę (zamek rozpinany pociągnięciem do góry), siedzieliśmy chwilę przed pływaniem na ławeczkach i poprosiłem o pomoc. To Ty faktycznie?
No i oczywiście graty za poprawę rekordu. 18min to całkiem sporo!