Slovakman 226
: czw sie 06, 2020 3:46 pm
Zanim zacznę cokolwiek pisać odradzam wszystkim zawody na dystansie pełnym w środku lata i przy otwartym ruchu drogowym (chociaż to drugi trochę mniej przeszkadzało). Jak wszyscy wiedzą moim celem było złamanie 10h. Udało się, co już wszyscy wiedzą .
Przed zawodami zaczerpnąłem kilku informacji od zawodnika, który już tam startował więc co nie co wiedziałem. Start 01.08 sobota. Wyjazd z domu dzień wcześniej, 4.5h jazdy (zdecydowanie bliżej niż do Bydgoszczy lub Malborka). Wieczorem odprawa techniczna w j. słowackim i angielskim. Wybrałem słowacki. Info głownie o strefie zmian, przepisach, karach. Jako, że były to jednocześnie mistrzostwa Czech i Słowacji kładli duży nacisk na sprawy regulaminowe. Widziałem sporą ilość zawodników odbywających kary, za przewinienia w trakcie biegu. Zawody z dużo mniejszą pompą jak u nas ale to chyba nie jest najważniejsze. Mnie interesowało tylko to, czy można korzystać z pomocy zewnętrznej.
Pobudka o 5 banan na śniadanie i jazda. Rower wstawiany do strefy w dniu zawodów. Na rowerze musiał być tylko kask i ewentualnie wpięte buty. System workowy, przebieranie w namiocie.
7:00 strzał armatni i jazda. 3 pętle, prąd w rzece nieodczuwalny, pralka od samego początku, słońce świecące w oczy. Bardzo dobrze mi się płynęło. Nawigacja też nie sprawiała problemów. Po pierwszej pętli spojrzałem na zegarek a tu 22:37. Albo za szybko, albo za krótko. 1:08h. Namiot 10m od wyjścia z wody. T1 - 3min (2min wolniej od najszybszego).
Dwie pierwsze pętle roweru w okolicach zamierzonego zakresu. Potem pogoda zaczęła dawać się we znaki. N trzeciej pętli miałem krótką rozmowę z sędzią. Przy bufecie (jeden na trasie) zrzuciłem puste bidony i po chwili zobaczyłem sędziego wkładającego gwizdek do ust. Myślę sobie, kara za śmiecenie. Stanąłem, zapytałem się gdzie należy wykonać zrzut, on pokazał mi kosz dosłownie metr od miejsca gdzie ja rzuciłem bidony. Na szczęście odbyło się bez kary. Na czwartej pętli wypadek na drodze. Dużo szkła, lekki korek. Na szczęście posprzątali dość szybko. 5 pętle puściłem się z wiatrem. Średnia 45km/h w jedną stronę powrót 29. Szósta pętla najwolniejsza na średniej 36.0, 206W. Ogólnie wyszło 36.7, NP 216W, vhr 143. Wypiłem chyba z 8 bidonów wody i Izo.
Na bieg był plan 4:50 – 5:00 na pierwszych 20km. a potem ?? Od początku ciężko mi było utrzymać średnią. Pierwsze 3 pętle jakieś 5:15 – 5:20. Spojrzałem na zegar i po przekalkulowaniu czasu na mecie wyszło mi, że lecę na 9:46 i trzecie miejsce w kategorii . Czwarta pętla kryzys. Na bufetach (były 3 na pętli, dobrze wyposażone + 2 x kurtyna wodna) stawałem. Tempo spadało, 6:10/km to była norma. Do tego łykłem za dużo coli i wody. Był wybór albo se żygnąć albo pospacerować. Druga opcja wygrała. Na ostatniej pętli zacząłem świętować zwycięstwo. Tylko chlapałem się wodą, może za dwa łyki wody wypiłem. Wśród szelestu pomponów miejscowych kurtyzan z wielkim bananem na ustach przekroczyłem linię mety. 9:55 to od dzisiaj mój PB na pełnym. Wyszło 5:33/km, vhr 141.
Na biegu podobno były cuda. Nigdzie nie było wolontariuszy, tuptało się pomiędzy tłumami miejscowych po deptaku i parku. Można było skracać i kombinować. Małżonka mówiła, ze widzieli zawodnika, który podobno przesiedział jedną pętelkę na kocyku ze swoją rodziną.
Zawody dość mocno obsadzone przez miejscowych. Ze 40 zawodników zeszło poniżej 10h. Dwie osoby z Polski.
Przed zawodami zaczerpnąłem kilku informacji od zawodnika, który już tam startował więc co nie co wiedziałem. Start 01.08 sobota. Wyjazd z domu dzień wcześniej, 4.5h jazdy (zdecydowanie bliżej niż do Bydgoszczy lub Malborka). Wieczorem odprawa techniczna w j. słowackim i angielskim. Wybrałem słowacki. Info głownie o strefie zmian, przepisach, karach. Jako, że były to jednocześnie mistrzostwa Czech i Słowacji kładli duży nacisk na sprawy regulaminowe. Widziałem sporą ilość zawodników odbywających kary, za przewinienia w trakcie biegu. Zawody z dużo mniejszą pompą jak u nas ale to chyba nie jest najważniejsze. Mnie interesowało tylko to, czy można korzystać z pomocy zewnętrznej.
Pobudka o 5 banan na śniadanie i jazda. Rower wstawiany do strefy w dniu zawodów. Na rowerze musiał być tylko kask i ewentualnie wpięte buty. System workowy, przebieranie w namiocie.
7:00 strzał armatni i jazda. 3 pętle, prąd w rzece nieodczuwalny, pralka od samego początku, słońce świecące w oczy. Bardzo dobrze mi się płynęło. Nawigacja też nie sprawiała problemów. Po pierwszej pętli spojrzałem na zegarek a tu 22:37. Albo za szybko, albo za krótko. 1:08h. Namiot 10m od wyjścia z wody. T1 - 3min (2min wolniej od najszybszego).
Dwie pierwsze pętle roweru w okolicach zamierzonego zakresu. Potem pogoda zaczęła dawać się we znaki. N trzeciej pętli miałem krótką rozmowę z sędzią. Przy bufecie (jeden na trasie) zrzuciłem puste bidony i po chwili zobaczyłem sędziego wkładającego gwizdek do ust. Myślę sobie, kara za śmiecenie. Stanąłem, zapytałem się gdzie należy wykonać zrzut, on pokazał mi kosz dosłownie metr od miejsca gdzie ja rzuciłem bidony. Na szczęście odbyło się bez kary. Na czwartej pętli wypadek na drodze. Dużo szkła, lekki korek. Na szczęście posprzątali dość szybko. 5 pętle puściłem się z wiatrem. Średnia 45km/h w jedną stronę powrót 29. Szósta pętla najwolniejsza na średniej 36.0, 206W. Ogólnie wyszło 36.7, NP 216W, vhr 143. Wypiłem chyba z 8 bidonów wody i Izo.
Na bieg był plan 4:50 – 5:00 na pierwszych 20km. a potem ?? Od początku ciężko mi było utrzymać średnią. Pierwsze 3 pętle jakieś 5:15 – 5:20. Spojrzałem na zegar i po przekalkulowaniu czasu na mecie wyszło mi, że lecę na 9:46 i trzecie miejsce w kategorii . Czwarta pętla kryzys. Na bufetach (były 3 na pętli, dobrze wyposażone + 2 x kurtyna wodna) stawałem. Tempo spadało, 6:10/km to była norma. Do tego łykłem za dużo coli i wody. Był wybór albo se żygnąć albo pospacerować. Druga opcja wygrała. Na ostatniej pętli zacząłem świętować zwycięstwo. Tylko chlapałem się wodą, może za dwa łyki wody wypiłem. Wśród szelestu pomponów miejscowych kurtyzan z wielkim bananem na ustach przekroczyłem linię mety. 9:55 to od dzisiaj mój PB na pełnym. Wyszło 5:33/km, vhr 141.
Na biegu podobno były cuda. Nigdzie nie było wolontariuszy, tuptało się pomiędzy tłumami miejscowych po deptaku i parku. Można było skracać i kombinować. Małżonka mówiła, ze widzieli zawodnika, który podobno przesiedział jedną pętelkę na kocyku ze swoją rodziną.
Zawody dość mocno obsadzone przez miejscowych. Ze 40 zawodników zeszło poniżej 10h. Dwie osoby z Polski.