W zakończonym tygodniu "trochę" zwiększyłem objętość. Korzystając z większej ilości wolnego czasu i swobody dysponowania nim
, zamiast treningów z TR robiłem to, co mi przyszło do głowy, uznając, że objętość i tak zrobi swoje i pilnując tylko tego, żeby w każdej dyscyplinie zmieścił się choć jeden akcent.
poniedziałek 29.06 - wolne
Tłumaczyło mnie punktowe "uwieranie" w lewej łydce, tak jakby mnie coś ugryzło (początkowo nawet myślałem, że komar mnie użarł), ale tak naprawdę wygrało chyba lenistwo.
wtorek 30.06 -
Basen (50 m) - zebrana nieformalnie grupa, 55', 1800 m. Pod koniec jakiś skurcz pleców. Stary jestem. Pływaliśmy setki na progu. Było słabo, ledwo wyrabiałem po 2:15. Ostatni test na 1500 (przed epidemią oczywiście) popłynąłem po 2:03, jeśli dobrze pamiętam. Ale stęskniłem się za swoim klubem okrutnie, więc i tak dobrze zapamiętam ten trening.
Zakładka
Rower - TT: 1:52, w tym ok. 1:30 tempa, 60,5 km, NP 219 w, tętno 139. Wróciłem na czasówkę. Nie przykładałem do niej tyłka od 4 miesięcy, a od jakichś 8 miesięcy nie jeździłem nią po dworze. Obawy były spore. Jak zniosę powrót do pozycji na lemondzie, czy się nie zabiję lub nie zesram ze strachu - no i najważniejsze:
JAKIE WYJDO WATY. Matko jedyna, jak mnie się na tej czasówce dobrze jechało. Szybko. Wygodnie. Nic nie bolało. Nogi się kręciły jak wściekłe. Tętno wprost przeciwnie, spokojne, nie wzrosło po położeniu się na prętach o zwyczajowe 10 bpm. Żadna z obaw się nie spełniła, ale na wszelki wypadek na odcinku tempowym celowałem bardziej w 230 w niż 250 w. W sumie 230 w to moja intensywność z połówki z zeszłego sezonu i na początek była celem więcej niż dobrym.
Bieganie - 50', tempo 5:08, tętno 150 - na początku biegło się świetnie, tak jak kiedyś po zejściu z roweru, i musiałem się hamować. W drugiej połowie biegu stopniowy zgon - brak energii i wzrost tętna. No ale to był w sumie prawie trzygodzinny trening - dawno takich nie robiłem - i to w dniu, w którym rano był basen, w dodatku w dosyć ciepłym dniu. Na rowerze zjadłem banana i dwa batony, jak na niecałe 2h jazdy może nawet OK, ale mogłem wziąć więcej paszy.
środa 1.07
20' dojazdu "miejską" szosą oraz:
Bieganie - 3 podbiegi po 80 sekund, a potem 4x1000 krosowo z moim kochanym klubem, odcinki po 4:15/km - powoli! - razem 9 km, 51'. Gorąco! I dużo oglądania pleców kolegów.
czwartek 2.07
Rower - długie wyjeżdżenie na TT, a konkretnie moje pierwsze 100 km; 3:22 w ruchu, 103 km, średnia 30,5 km/h, NP 188 w, tętno 138. Zrobienie pierwszej setki zajęło mi 6 lat. Ta była z przerwą w Górze Kawiarni i w sklepie. Nie jestem fanem długich treningów i nadal nim nie zostanę, ale poszło znacznie łatwiej niż myślałem. Mięśniowo zupełnie dobrze - progowe treningi na trenażerze i sweet spot załatwiają temat. Bolało tylko między łopatkami, ale to zrozumiałe. Energetycznie - długie treningi zawsze mnie wyczerpują (vide zakładka), ale tutaj była przerwa w środku i dojechałem bez uczucia pustoszejącego baku. Oczywiście pomogło to, że pewnie zeżarłem na treningu i w jego przerwie więcej kalorii niż Tomasz Sakiewicz w tydzień.
Uwieranie w łydce nie ustępowało.
piątek 3.07
Basen (50 m) - solo, 55', 2100 m. 8x50, w tym 15 m na maksa, a potem 7x200 na zmianę z pull buoyem i gumą oraz bez. Wypróbowałem spodenki nieoprenowe. Dają mniejszą wyporność niż myślałem, na pewno dużo mniej unoszą nogi niż pianka. W zasadzie bardziej mi chyba przeszkadzały niż pomagały.
Bieganie - 50' w tlenie, w tym 6x20" przebieżki, tempo 5:17, tętno 143, przebieżki po 3:20-3:40/km. Gorąco
ale samopoczucie więcej niż dobre.
Po tym treningu uwieranie łydki się trochę rozlało.
sobota 4.07
Obiecany akcent
na rowerze (TT) - 5x5' na 108% FTP, razem 1:05, 37 km, NP 255 w, tętno 150, na interwałach średnia do 166 a maks do 176. Przy FTP z szosy docelowa intensywność wynosiła 323 w, ale że jechałem na TT, to obiecałem sobie po prostu trzymać się nad 300 w. Ostatecznie wyszło do 302 do 320 w.
Łyda już napieprzała solidnie. Zacząłem ją smarować Traumonem.
niedziela 5.07
Zamiast rozbiegania -
rower (TT) 1:17 w tlenie, średnia 32 km/h, NP 196 w, tętno 126. Szybko i wygodnie dojedziesz tylko rowerem czasowym. Uwielbiam.
Traumon, automasaż i drobne ćwiczenia na brzuchaty łydki. Lepiej. Bieganie zawieszone do odwołania. Ale za to nie dokuczał mi poślad i dwójka, ich temat jest chyba definitywnie zamknięty.
Tydzień z głowy. Swim 1:50, bike 8:00 (!!), run 2:30, razem czyni 12:20. Największa objętość od sierpnia 2019 i trzecia "w historii", pierwsze przekroczenie 10h od września 2019