No tak, to właśnie próbowałem przemycić w swojej wypowiedzi.
Czwartek c.d.
Rower - trenażer: 4x15' tempo/sweet spot p. 2', razem 1:20, NP 228 w, tętno 141, czyli odrobienie treningu ze środy.
Piątek - wolne, nie odważyłem się biegać.
Sobota
Rower - trenażer: 1h45' w tlenie, w tym 17' tempa i 10' sweet spot/progu, NP ~215 w - odpaliłem jednocześnie Trainerroad i Zwift, bo na Zwifcie wyświetliła mi się propozycja pojechania treningu za darmo (zrezygnowałem z subskrypcji rok temu). Po godzinie wyłączyłem Zwifta i włączyłem Netflixa, trasa w Nowym Jorku jest spoko, ale nie jara mnie patrzenie się na trasę, a w grupie nie utrzymam się, jadąc w tlenie, chyba że na płaskiej trasie w Watopii - krótkiej i nudnej. Miały być 2 godziny, było 1:45, ale TSS wyrobiłem, bo mnie chłopaki (i dziewczyny) przeczołgali na podjazdach.
Niedziela
Bieganie - 54' w tlenie, tempo 5:19, tętno 140. Dwójka i poślad właściwie w ogóle nie dokuczały, niestety zaczęły dokuczać po biegu, a dziś od rana dokuczają bardziej. Wygląda to na problem ze ścięgnem łączącym dwójkę (a właściwie trzy dwójki) z miednicą. Pocieszeniem jest to, że we wtorek zaczęło mnie napierdzielać już w trakcie biegu - po 20 czy 30 minutach - a w niedzielę sam trening przebiegł bez zakłóceń. Zawieszam bieganie do odwołania.
Tydzień z głowy. Swim 2:35, bike 4:10, run 1:35, razem czyni 8:20.